Ludzie przywiązują ogromną wagę do okrągłych rocznic. Świętują różne pięcio-, dziesięcio- czy dwudziestolecia. Ja natomiast mam inne zwyczaje – lubię liczbowe “bliźniaki”. 11, 22 i 33 – to są fascynujące liczby. Albo taka data, jak 02.02.2020. Czytana od prawej do lewej, daje taki sam układ cyfr, co czytana normalnie. Lustrzana data, tzw. palindrom. W dodatku jest ona 33 dniem roku, a do jego końca dzieli ją 333 dni. Coś pięknego. Dlatego dzisiaj na blogu będzie dużo trójek – z okazji moich 33 urodzin, które właśnie “zaliczyłam”. O finansach nie przeczytacie we wpisie zbyt wiele, za to dowiecie się nieco innych faktów o mnie. W sumie jest ich 33. Z czego część, mam nadzieję, pozwoli się Wam nieco uśmiechnąć!
Szczypta magicznej Dany
- Nie wierzę w horoskopy, co nie zmienia faktu, że lubię je czytać, gdy już na takowe natrafię w gazecie! Nieraz czytam je śmiertelnie poważnym tonem na głos i mówię na koniec do mojego Marka: “Słyszałeś? I co teraz z tym fantem zrobimy?”. Horoskopy zdecydowanie poprawiają humor.
- Imię “Danuta” jest pochodzenia litewskiego i oznacza “córkę nieba” lub “dziecko darowane przez Boga”. Nijak nie przekłada się to jednak na moją religijność – ot, taka widocznie już moja przewrotna natura.
- Mój horoskop urodzeniowy (link) twierdzi, że “Na największe sukcesy człowiek, który przyszedł na świat w dniu 26 lutego, może liczyć w dziedzinach, które leżą w kręgu jego zainteresowań. Kiedy bowiem robi coś, co go szczerze pasjonuje i dobrze się czuje, wykonując swoje czynności, nie zauważa nawet, że odnosi w tym coraz większe sukcesy i nie skupia się na robieniu kariery, więc zazwyczaj robi ją niejako przez przypadek, co wcale nie umniejsza jego zasług.” Ależ mi słodzą!
- Jestem też numerologiczną Ósemką. Więcej o tym cudzie natury przeczytacie tutaj. TLDR: znowu mi słodzą. Ale szczególnie z tej paplaniny podoba mi się ten fragment: “Ósemka woli powiększać stan swojego posiadania wolniej, ale za to sprawdzonymi i pewnymi metodami. W ten sposób może mieć pewność, że wartość jej aktywów będzie rosła zamiast być nieprzewidywalna.” Wypisz, wymaluj – to o mnie! 😉
- Mam szczęście do konkursów. Wspominałam o tym kiedyś w tym artykule. Swoją drogą, dawno o nic nie grałam i nie wygrałam, więc chyba najwyższa pora znowu się zabawić 😉
Zabawne historie z życia
- Swój pierwszy wypadek samochodowy zaliczyłam w wieku 10 lat. Moja mama podczas wyjeżdżania z garażu przejechała mi po stopie. Na szczęście skończyło się tylko na ogromnej opuchliźnie. Tak – dzisiaj mnie ta historia bawi. Poniższa też, choć w momencie ich dziania się, wcale a wcale nie było mi do śmiechu.
- Dużo fajnych osób, z którymi do dzisiaj utrzymuję bliski kontakt, to przyjaźnie zawarte w liceum. Część tych ludzi poznałam przez pewien niefortunny szkolny apel, który moja szkoła współorganizowała z urzędem miejskim. Siedziałam wśród publiczności, zapomniałam wyciszyć telefon i akurat zaczął dzwonić.
Co zrobiłby normalny człowiek? Wyjął telefon z torby i go wyciszył.
Jednak ja postanawiam utrudnić sobie życie.
Ogarnia mnie panika. Zaczynam pędzić z telefonem w ręku na koniec auli (wyjście było vis-a-vis sceny). Telefon wciąż dzwoni. Tuż przed drzwiami wpadam w poślizg. Telefon wciąż dzwoni. Wielki huk, bo oczywiście trafiam prosto w ogromne, zamknięte drzwi i rozkraczona zjeżdżam na podłogę. Telefon wciąż dzwoni. Zabieram go z ziemi. Na czworakach opuszczam salę. Na sali słychać stłumiony dźwięk dzwoniącego telefonu dobiegający zza domykających się za mną drzwi.
Chwilę później na scenie zaczyna się Armageddon.
Kolega recytujący wiersz, widząc całą sytuację, nieudolnie powstrzymuje śmiech. Zacina się na jednej zwrotce. Rozpoczyna ją z trzy razy. W końcu nie wytrzymuje i pada kwestia: “a dupa, nie pamiętam” – prosto do mikrofonu. Operatorka muzyki tak rży ze śmiechu, że przez pomyłkę zamiast puścić klimatyczne nagranie, włącza radio RMF FM. Na całej sali słychać charakterystyczny, niezmieniony od lat motyw muzyczny tej stacji.
Dalszego ciągu tego łańcucha nieszczęść nie będę wymieniać. Dość powiedzieć, że lokalna telewizja nie wyemitowała relacji z wydarzenia. Natomiast jedna z głogowskich gazet powściągliwie skomentowała, że podczas uroczystości “pojawiły się drobne problemy techniczne” – czy coś w ten deseń. A co ze mną? Bałam się następnego dnia wrócić do szkoły, oczami wyobraźni widziałam, jak polonistka urywa mi łeb.
No dobra, ale co to ma wspólnego ze znajomymi z liceum, zapytacie? Ano to, że kilka osób dzięki temu skojarzyło, kim jest Dana. Jedna napisała na GG z pytaniem, jak tam moje kolano i czy wszystko ze mną ok (pozdrawiam Agatkę). No i od tego czasu otrzymałam tytuł “Master of Disaster”.
Tak więc tego… Skoro ma się szczęście w konkursach, to Opatrzność musiała wyrównać rachunki na innym polu 😉
I jeszcze jedno. Moja komórka dzwoniła podczas powyższej opisanego dzieła zniszczenia taką melodyjką. - Mam w zanadrzu całkiem sporo podobnych historii. Pozwólcie jednak, że będę je dozować i pozostałe zachowam na kolejne “bliźniacze” urodziny 😉
Pora na coś poważniejszego.
Niespełnione talenty
- Swego czasu pisałam dużo wierszy i krótkich form prozatorskich. Jedno moje opowiadanie możecie przeczytać tutaj. Ukazało się nawet kilka zbiorów poezji, wśród których znalazły się moje wiersze.
- Od małego także bardzo dużo rysowałam i malowałam. Sięgałam po różne techniki: węgiel, pastele, akwarele, piórka kreślarskie…
- …w związku z czym planowałam rozpocząć naukę w Zielonej Górze w tamtejszym liceum plastycznym. Ostatecznie jednak poszłam do liceum ogólnokształcącego, do klasy o profilu humanistycznym z rozszerzoną edukacją językową…
- …i w ten sposób m.in. brałam udział w olimpiadach z języka polskiego, niemieckiego oraz łaciny. Z łaciny zdawałam także rozszerzoną maturę, choć w sumie do niczego nie było mi to potrzebne. Cóż, ja uczyłam się jej hobbystycznie 😉
- Wróćmy jeszcze do mojego bazgrolenia. Pod koniec podstawówki wymyśliłam postać Kazika Siekiery. W czasie mojej bytności w gimnazjum przeżywał chłop swoją złotą erę. Znajomym z klasy bardzo się ta postać podobała. Trzaskałam więc dla nich na zamówienie krótkie komiksy z jego udziałem. Czasem były złożone tylko z trzech kadrów. Ech, co to były za czasy! 🙂
Wszystko powstawało na kartkach bloku technicznego. Najpierw jako szkic, potem pokrywane zostawało tuszem, a na koniec skanowane, tak aby na komputerze, w profesjonalnym programie graficznym MS Paint (jest moc!!!), nanieść napisy do chmurek. Próbkę prezentuję poniżej. PS Kto wyłapie literówkę w tekście jednej z chmurek, niech się pochwali w komentarzu 😉 Ja ją wyłapałam dopiero szykując ten wpis, po ponad 2 dekadach od popełnienia błędu 😀

Multipasjonatka – czy to przekleństwo?
- Mawiają, że wąska specjalizacja gwarantuje w dzisiejszych czasach pewną pracę, wysokie zarobki i ułatwia ogólne funkcjonowanie. Czy potwierdzam to z własnego doświadczenia? W sumie zgodzę się chyba tylko z tym ostatnim stwierdzeniem. Zawsze miałam bowiem dużo zainteresowań i nigdy nie wiedziałam do końca, kim chcę w życiu być i co robić. A dzisiaj ani na brak ofert pracy, ani na zarobki nie mogę narzekać. Choć fakt, że szukanie dla siebie drogi było dla mnie dość uciążliwe.
- W gimnazjum bardzo interesowałam się informatyką. Uczyłam się języka Pascal, PHP, JavaScript, HTMLa i CSS, stworzyłam szkolną stronę WWW. Brałam udział w międzyszkolnych i powiatowych konkursach informatycznych. Wszyscy byli przekonani, że pójdę w liceum do klasy mat-inf i zostanę programistką. A tu kuku. Wahałam się między liceum plastycznym a klasą humanistyczną, bo lubiłam język niemiecki i łacinę. Żeby było zabawniej – większość moich najlepszych znajomych z liceum to ludzie z klas mat-inf.
- Na studiach wylądowałam na germanistyce. Po kilku semestrach stwierdziłam jednak, że nie chcę skończyć w szkole jako nauczycielka i rozpoczęłam drugi kierunek – informatykę i ekonometrię na Uniwersytecie Ekonomicznym (o tej historii pisałam więcej tu).
Ja i pieniądze – lata dziecięce
- Pierwsze pieniądze “zarobiłam” w zakładzie samochodowym mojego taty. Umowa była taka, że umyję auto rodziców i w ten sposób dostanę swoje wynagrodzenie. Było to raptem kilkanaście złotych, ale dla smarka z podstawówki stanowiło to niemal fortunę!
- Nigdy nie dostawałam kieszonkowego. W każdym razie rodzice nigdy nie dawali mi co tydzień czy co miesiąc żadnej kwoty pieniędzy, którymi mogłam dowolnie dysponować. Jeśli już, to dostawałam w prezencie od moich cioć i innych dalszych członków rodziny. Ale i tak oddawałam je do jedynego słusznego, rodzinnego banku: kasę trzymała mama. Tak więc gdy trzeba było zdobyć pieniądze na np. nowy numer ulubionego czasopisma, bilet do kina czy kolejną kasetę z przebojami listy Hop-Bęc RMF FM, to po prostu prosiłam ją o taką i taką kwotę na taki oto cel.
- Pomimo braku kieszonkowego posiadałam skarbonkę. Była nią dziecięca “skrzyneczka skarbów” w kształcie serca. Wrzucałam tam drobne, które zostawały mi po zakupach. Lubiłam potrząsać moim skarbczykiem i słuchać, jak mi tam te moje “zdobyczne” drobniaki brzęczą. Widocznie to praprzyczyna moich zainteresowań tematyką oszczędzania.
- Moją ulubioną grą planszową była gra podobna do Eurobiznesu, której nazwy jednak teraz sobie nie przypomnę. Dołączona do niej była plansza – mapa świata oraz “banknoty”. Zadaniem gracza było dostarczyć różne towary drogą morską. Na swym szlaku napotykało się na przeszkody – by je ominąć, odpowiadało się na różne pytania o tematyce polityczno-ekonomicznej. I chyba pytania z innych kategorii też tam były, nie pamiętam dokładnie. Kurcze, wciągające to było niesamowicie, chociaż rzadko kiedy udawało mi się wygrać – starszy brat był w te klocki znacznie lepszy 😉
Ja i pieniądze – lata młodzieńcze
- Na studiach podejmowałam się różnych form zarabiania. Na początku królowały umowy o dzieło czy zlecenia w marketach. Byłam np. weekendowym doradcą klienta w dziale metalowym sieci Castorama. Udzielałam się także w strukturach MLM.
- Moja pierwsza umowa o pracę też była podpisana z siecią hipermarketów. Na początku pracowałam na 1/4, a potem na 1/2 etatu. Była to praca w dziale serwisu i reklamacji. Dzięki temu od praktycznej strony poznałam ten ciężki kawałek chleba i mogłam później dla Was napisać kilka artykułów o składaniu reklamacji i dochodzeniu swoich praw.
- Studia dzienne dla kogoś, kto nie chce obciążać nimi finansowo swoich rodziców, mogą być nie lada wyzwaniem. Napisałam na ten temat swego czasu emocjonalny list do Wyborczej. Dla mnie studia właśnie takie były. Tym bardziej, że nie chciałam mieszkać w akademiku i wynajmowałam z koleżankami kawalerkę, co zwykle jest droższym rozwiązaniem. Kilka razy jak nie na stypendium socjalne, to udało mi się załapać na naukowe. W połączeniu z pracą w weekendy czy realizacją drobnych zleceń, dało radę się z tego utrzymać. Gdy było ciężej, bo wpadł mi jakiś nieplanowany wydatek, prosiłam o wsparcie brata, który robił mi przelew o wymownym tytule “zapomoga na cele socjalne”, hehe.
Ciekawostki kulinarne
- Pieczenie ciast mnie relaksuje. Mam sporo książek kucharskich z przepisami na ciasta, acz ubolewam, że nie mam tyle czasu, by je wszystkie wypróbować.
- Uwielbiam śliwki w czekoladzie. Nie potrafię się im oprzeć. Podobnie mam z Ptasim Mleczkiem cytrynowym i chałwą waniliową. Kocham też serniki w każdym wydaniu.
- Wędzone śliwki zawinięte w plasterek boczku, podsmażone – to kolejna moja słabość. Ogółem jak jest jakieś danie, które zawiera bekon, to już je lubię. Jeśli ten bekon jest chrupiący, to biorę w ciemno. Z żadnym innym “mięsnym” dodatkiem tak nie mam i gdyby nie ten cholerny bekon, to kto wie – może gdzieś, kiedyś, komuś udałoby się namówić mnie na wegetarianizm.
- Najbardziej odjechane danie z boczkiem, które jadłam, zaserwowano mi w Nowej Zelandii. Były to puszyste naleśniki (typu pancake) z plastrami boczku i banana, polane syropem klonowym. Serio! Wrzucam foto tego nietypowego zestawienia kulinarnego jako dowód, że takie rzeczy istnieją 😉

Pozostałe ciekawostki
- Lubię gry komputerowe. Ostatnio widziałam na Instagramie “motywującą” grafikę porównującą zwyczaje osób bogatych i biednych, gdzie po stronie biedaków było granie w gry przeciwstawione harowaniu w robocie po stronie bogaczy. Błagam. Co za bzdura i uogólnienie.
Co prawda teraz zbyt często nie gram (na tapecie mam Wiedźmina 3), ale kilka swoich ulubionych tytułów posiadam. Jestem fanką serii Tomb Raider. Ze strzelanek swego czasu zagrywałam się w Half-life, Counter Strike’a, Aliens vs Predator, Shogo i Turoka. Jednak najwięcej godzin z życia ukradły mi gry strategiczne i strategiczno-ekonomiczne: Age of Empires 2, Total Annihilation, Homeworld, SimCity 3000, Civilisation 2, Cezar i Faraon. Nie żałuję ani jednaj “straconej” na nie godziny, a i biedną nazwać mnie nie można. - Ze sportów zdecydowanie najbardziej lubię jazdę na rowerze oraz pływanie.
- Mam lęk wysokości. Mimo to po studiach jakoś nauczyłam się jeździć na nartach. Wystarczy jednak, że wjadę na wąski trawers i dostaję paraliżu. Tak więc jeśli kiedyś wybierzemy się na wspólne narty, pamiętaj – tylko szerokie zjazdy, bez widoków w przepaść, bo trzeba mnie będzie znosić ze stoku na plecach 😉
- Lubię zdjęcia w tradycyjnej formie: wywołane i poukładane w albumach. Na jednej z półek w domu trzymam kilka grubaśnych albumów ze zdjęciami. Od czasu do czasu sobie do nich wracam. Co ciekawe, nie mam tak ze zdjęciami na komputerze. Trudno mi sobie przypomnieć, bym cyfrowe albumy przeglądała więcej niż raz czy dwa razy – a i to zwykle w takim celu, by wybrać zdjęcia do wywołania.
- Marzy mi się posiadanie własnej działki, na której mogłabym uprawiać różne warzywa i owoce. Jeździłabym do niej na rowerze, a po pracowitym popołudniu czytała sobie tam książki, leżąc w hamaku czy na rozłożonym kocu. Nawet objechałam kilka ogródków ROD w poszukiwaniu odpowiedniego kawałka ziemi. Ech, marzenia. Póki co jednak tylko to sobie wizualizuję. Gdy uda mi się rozciągnąć dobę do 36 godzin, to może urzeczywistnię te obrazy.
- Wspominałam o Nowej Zelandii. Tak, byłam tam. Tak, planuję tam wrócić 🙂
Koniec. Na więcej szczegółów i faktów o mnie musicie poczekać 11 lat, gdy będę świętować swoje 44 urodziny 😉 Zatem – do poczytania!
Nie wyobrażam sobie lepiej pasującej melodii do tej sytuacji 🙂
Homeworld, Cezar, Faraon, SimCity, to rozumiem, dorzuciłbym Capitalism II i Industry Giant II. A grafiki porównawcze to śmiech na sali, od lat powtarzane na insta przez ludzi, którzy myślą, że wzbogacą się na wrzucaniu tego typu chłamu w social mediach. Nie wiem, kto ich traktuje jako poważne źródło wiedzy, ale kursy zawsze mają do kupienia. Szczególnie nastoletni milionerzy od dochodów pasywnych 🙃
Oby blog przetrwał jeszcze 11 lat.
Przyznam, że te grafiki mnie dobijają, bo powielają jakieś schematy myślowe, które wcale nie muszą przesądzać o tym, czy ktoś stanie się biednym, czy bogatym. Bill Gates z Warrenem Buffetem np. namiętnie grają w brydża – i co teraz? 😉
Te grafiki nie dają nic prócz wyrzutów sumienia i poczucia niższości wobec nieosiągalnych wzorców. Bo po stronie bogaczy kreślona jest sylwetka człowieka-maszyny, człowieka idealnego, który nie potrzebuje ani spotkań ze znajomymi przy piwie, ani odsapnięcia w postaci dnia leniuchowania – perpetuum mobile do robienia kasy. Tacy ludzie nie istnieją. Wkurzają mnie strasznie próby robienia wody z mózgu odbiorcom tego typu grafik.
Za życzenia kolejnych 11 lat blogowania serdecznie dziękuję 🙂
BARCHU
Gratuluję wieku chrystusowego! Nie wiem czy u wszystkich, szczególnie czy u kobiet, oraz czy to nie siła sugestii – ale u mnie wówczas zmienił się wyraźnie sposób postrzegania świata. Ty Dana przejawiasz kobiecy temperament i męski spokój połączone uniwersalnym rozsądkiem – pewnie dlatego Twoimi fanami są obie płci – i nie potrzebujesz żadnych przemian. Życzę Ci materiału na nie mniej pozytywne podsumowanie do kolejnej „bliźniaczej” rocznicy.
Bingo, dokładnie o “barchu” zamiast “brachu” mi chodziło 🙂 Dziękuję serdecznie za życzenia!
Uwielbiam takie podsumowania! 🙂
Z horoskopami mam podobnie 😉 Nie wierze, ale czasami lubię poczytać 🙂 Wszystkiego najlepszego i wiem już co będziesz robiła w sylwestra 😉
Dziękuję 🙂
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Dana – troszkę spóźnione, ale szczere!
Zabawny zbieg okoliczności – ja też jestem z lutego, a urodziny mam 25 :))
P.S. Świetny ten komiks. Nie dziwię się, że Kazik Siekiera zrobił taką furorę wśród Twoich znajomych ze szkoły. Sama bardzo chętnie poznałabym więcej jego przygód :))
To w takim razie ja też życzę 100 lat i wszystkiego najlepszego! 😉 Co do Kazika – niestety dużo skanów znikło bezpowrotnie wraz z awarią starego komputera 😐 Może kiedyś znajdę oryginalne szkice w domu rodzinnym, bo na pewno gdzieś tam się walają w stertach wciąż nieogarniętych papierów 😉
Dziękuję ślicznie :)) zatem trzymam kciuki za odnalezienie oryginalnych szkiców :))
super podsumowujący wpis i bardzo fajne podejście 🙂 gratulacje za to bo aż miło się czyta takie pozytywne myśli i że komuś coś się w życiu udaje
Też uwielbiam trójki 😀
Po swoich 33 urodzinach szybko wyliczyłam kiedy będę miała równe: 33 lata…33 miesiące i 33 dni 😉
…to już niedługo…
Pozdrawiam.