Przeczytałam, że kolejne supermarkety wprowadzają coraz bardziej ekologiczne rozwiązania do swoich sklepów. W Lidlu poustawiano np. specjalne stoiska z żywnością, której termin przydatności do spożycia niedługo się kończy i jest przez to wielokrotnie tańsza. Chodzi tu głównie o owoce, np. pojedyncze banany z brązowymi plamami, które dotychczas jako mniej atrakcyjne dla klientów lądowały w koszach na śmieci. Dobrze, że myśli się szerzej o problemie marnowania żywności, już na etapie dokonywania zakupów. Z kolei w Carrefour na próbę w wybranych sklepach można przychodzić do działu mięsnego z własnymi opakowaniami. Wszystko po to, by zminimalizować zużycie plastikowych folii jednorazowych. Takie posunięcia bardzo cieszą. Czy jednak nie zdarzyło się Wam zastanawiać, na ile praktyki i rozwiązania, które w mediach przedstawiane są jako przyjazne środowisku, naprawdę takie są? Wiesz, czym jest greenwashing? Poniżej garść przykładów.
Czym jest greenwashing?
Zanim przejdziemy dalej, chciałabym pokrótce omówić często przewijające się w mediach pojęcie greenwashing (rzadziej: greenwash). Tłumacząc dosłownie, oznacza ono ekościemę, ekologiczne kłamstwo.
Ogółem, chodzi o nabijanie klientów w “zieloną butelkę” – przedstawianie oferowanych produktów lub usług jako przyjaznych środowisku, pomimo iż tak naprawdę niewiele mają one wspólnego z ekologicznym sposobem wytwarzania czy utylizacji.
Dobitny przykład: sprzedawanie jogurtów w “eko” papierowych opakowaniach, podczas gdy papier stanowi tylko ich zewnętrzną obwolutę, a pod nim i tak skrywa się plastikowy kubeczek.
Inny przykład: wspieranie przez firmę akcji sadzenia drzew i robienie wokół niej szumu medialnego, podczas gdy do wytworzenia produktów tej samej firmy niezbędne jest wycinane gigantycznych połaci lasów tropikalnych…
Jeszcze inny przykład: firma kreuje swój wizerunek na organizację przyjazną środowisku, używa sformułowań “tylko naturalne składniki”, “100% natury”, stosuje przy tym zieloną kolorystykę (która automatycznie przywodzi na myśl przyrodę), ale np. tuszuje informacje o pochodzeniu wykorzystywanych składników.
Albo jeszcze gorzej: używa oznaczeń udających ekologiczne certyfikaty, które tak naprawdę nie istnieją.
Ogółem greenwashing to bardzo groźne zjawisko, które należy piętnować. Świadome wprowadzanie konsumentów w błąd, którzy żyją w przeświadczeniu, że dokonują korzystnego dla planety wyboru, to działania bardzo krótkowzroczne. I dla przyrody, i dla samej firmy – gdy matactwo wyjdzie na jaw, trudno jej będzie odzyskać reputację i zaufanie klientów.
Poniżej opisywane przeze mnie przykłady trudno zaliczyć do greenwashingu. A w każdym razie nie jest to takie jednoznaczne. Postaram się przedstawić moje wątpliwości.
Reklamówki biodegradowalne
Od lat uznaje się, że jednorazowe torebki plastikowe to ekologiczna zmora. Rozkładają się przez setki lat i stanowią poważne zagrożenie dla zwierząt – zwłaszcza, gdy trafią do oceanów. Internet co jakiś czas okrążają zdjęcia nieszczęsnych ptaków czy żółwi oplątanych takimi reklamówkami. Albo martwych wielorybów, których trzewia są wypełnione foliówkami.
Przyjazną środowisku alternatywą miały być biodegradowalne reklamówki, wprowadzone na rynek głównie przez duże sieci handlowe. Stopniowo wypierają one tradycyjne torebki plastikowe. Jednak niektóre z nich również okazały się niekorzystne dla środowiska. Dlaczego?
Ich podstawowym problemem jest to, że praktycznie się ich nie odzyskuje. Nie są poddawane tak jak plastik recyklingowi.
Ich używanie w żaden sposób nie zmieniło też głównego problemu zaśmiecania planety, a mianowicie nawyków ludzi. Dalej mamy do czynienia z wszędobylską jednorazowością. Biodegradowalne torebki na równi z plastikowymi szybko trafiają do kosza.
Niektóre torebki biodegradowalne są też problematyczne w samym sposobie ich niszczenia. Z biegiem czasu i pod wpływem działania czynników zewnętrznych ulegają stopniowemu rozdrobnieniu, a nie rozkładowi, np. te oznaczone jako d2w.
Część składników użyta do ich produkcji jest, owszem, przyjazna środowisku (np. organiczna skrobia), ale drobiny polimerów syntetycznych już nie. Tworzą one pył, który unosi się w powietrzu i osadza na roślinach. Finalnie trafia do gleby i do wody, zanieczyszczając je.
Jedną z możliwości rozwiązania tego problemu jest zaproponowana przez naukowczynie z KUL nowa metoda wytwarzania torebek w oparciu o przyjazny środowisku polimer PHB (więcej o tej innowacji w tym artykule).
Samochody elektryczne
Promowane jako przyjazne środowisku pojazdy hybrydowe i elektryczne miały być odpowiedzią na palący problem wielkich miast. Smog, bo o nim mowa, to problem większości polskich miejscowości.
W rankingach najbardziej przodujących w zanieczyszczeniu powietrza miast w Europie Rybnik, Kraków, Warszawa czy Wrocław i wiele, wiele innych miast zajmują niechlubne, wysokie pozycje…
Dla osób, które na co dzień poruszają się do pracy samochodem, auta elektryczne miały być sposobem na zredukowanie zanieczyszczenia spalinami.
Tymczasem według badań Szwedzkiego Instytutu Środowiska, takie samochody owszem, podczas użytkowania nie zanieczyszczają powietrza tak, jak auta spalinowe.
A jednak w skali makro są problematyczne. Wszystko z powodu produkcji baterii elektrycznych do ich silników. Wyprodukowanie jednej wydziela aż 20 ton dwutlenku węgla.
Kwestionowany jest też ekologiczny aspekt “paliwa” używanego w takich pojazdach, a więc energii elektrycznej. Jak wiadomo, w Polsce produkowana jest ona głównie w elektrowniach węglowych. Czego w żaden sposób nie można nazwać rozwiązaniem przyjaznym środowisku.
A skoro o elektrowniach mowa…
Elektrownie słoneczne
Podróżując po Polsce coraz częściej da się zauważyć montowane na dachach domków jednorodzinnych panele słoneczne. Gdy ostatnio odwiedziłam Górę Śląską, dostrzegłam przy tamtejszym cmentarzu także cały rząd lamp miejskich zasilanych w ten sposób.
Super sprawa na pozyskiwanie tzw. czystej energii elektrycznej. Czy jednak wielkie elektrownie słoneczne są przyjazne środowisku?
Co mam na myśli, pisząc “wielkie”? Niech za przykład posłuży największa w USA elektrownia tego typu usytuowana na pustyni Mojave. Elektrownia słoneczna Ivanpah produkuje 392 MW energii i składa się na nią 173 500 luster podgrzewających 3 wysokie “bojlery” wypełnione wodą.
Jest to nowoczesna instalacja termalno-solarna. Imponujący monument nowej technologii, który na filmach i zdjęciach wygląda jak budowla żywcem wzięta z filmów sci-fi. Zresztą – wystarczy obejrzeć nagranie:
Dlaczego jest problematyczna z punktu widzenia ekologii?
Elektrownia ta działa jak wielka, nagrzana patelnia. Odbijane przez zwierciadła światło słoneczne tworzy na określonej wysokości skoncentrowaną wiązkę i wytwarza temperaturę przekraczającą 300 stopni Celsjusza.
System luster dosłownie “pali” to, co znajduje się nad nim w powietrzu. Co roku tysiące ptaków, które nieopatrznie skierowały nad elektrownię swój lot, ulega… Zgrillowaniu.
Skąd trafiają tam ptaki? Światło odbijane od luster wabi do nich owady, które stanowią pożywienie dla ptaków. Masakryczna pułapka. Rocznie nad zwierciadłami elektrowni ginie do 6 tys. ptaków.
Kolejna fala krytyki dotyczyła ilości wody potrzebnej do utrzymania zwierciadeł w czystości. Gdy są zakurzone pyłem pustynnym, to nie spełniają efektywnie swej roli.
Nawet gdy nie damy się nabrać na greenwashing, to nasze wybory nie pozostają obojętne dla planety…
Niestety wygląda na to, że musimy pogodzić się ze świadomością, iż nawet jeśli podejmujemy działania z troską o środowisko naturalne, nigdy nie uda nam się być ekologicznymi w 100%.
Ingerencja człowieka w środowisko jest ogromna. Nasze świadome działania mają głównie za cel minimalizację strat dla przyrody, a nie ich całkowite wyeliminowanie.
Podobał Ci się ten wpis? Uważasz go za przydatny? Chcesz mnie wesprzeć? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się nim ze znajomymi! Nieco niżej znajdziesz przyciski do udostępniania artykułu w różnych serwisach internetowych. Dla Ciebie to jeden klik, który trwa chwilę, a dla mnie szansa na dotarcie z wartościowymi treściami do nowych odbiorców 🙂 DZIĘKUJĘ! Zapraszam Cię też do polubienia bloga Kobiece Finanse na Facebooku oraz śledzenia go na Twitterze lub obserwowania na Instagramie. Jestem również obecna na platformie Pinterest. Najbardziej zachęcam jednak do zapisania się na mój newsletter. Wtedy zawsze będziesz na bieżąco z nowymi wpisami, ciekawostkami, wartymi odnotowania wydarzeniami i poradami 🙂 |
Trudny to temat ale bardzo ważny. Szkoda, że ekologia wydaje się często tylko zabiegiem marketingowym. Tak ja przynajmniej oceniam samochody elektryczne.
Byłam kiedyś na dniach otwartych w krakowskiej ekospalarni. Tam wyglądało to znacznie lepiej… Oby tak było i mój zachwyt, którym dzieliłam się z czytelnikami nie był tylko wierzcholkiem góry kolejnych problemów….
Ekologia to np. zakręcanie wody podczas „namydlania” się pod prysznicem… Samochód elektryczny w Polsce „spala” ok. 20kg węgla / 100km, emisje CO, CO2 i wszelkich zanieczyszczeń są z tego kilkukrotnie większe od najgorszego diesla..
Producenci zapewniają, że z biegiem czasu proces produkcji baterii do elektryków będzie “czystszy”, ale póki co nazywanie takich samochodów przyjaznymi środowisku to mydlenie oczu klientom.
Chodzi o prąd do ich zasilania (codziennie)
Fakt, prąd się nie bierze znikąd.
Oj, to ja jestem super-eko. Zawsze zakręcam.
Bo mam bojler! 🙂
Problem z ekologią jest taki jak wskazałaś we wpisie. Często to co jest przez nas widziane jako właśnie w 100% przyjazne środowisku nie do końca takie jest. Bo patrzymy tylko na jedną, tą jaśniejszą stronę medalu. Ta druga, no cóż już nie jest taka efektowna i nie przyciąga tak mocno ludzi.
Według mnie dobrze, że na temat ekologii w ogóle się mówi i widać progres w świadomości społecznej, ale na pewno potrzeba jeszcze masy czasu i jeszcze większej ilości wysiłku, aby przyniosło to zamierzone efekty.
Z panelami słonecznymi jest jeszcze ten problem – że do ich produkcji wykorzystywano kadm i ołów. Musiałabym poczytać – czy dalej jest. Pamiętam jak na studiach tłumaczyli nam, jak ciężko zutylizować jest ścieki z zakładów produkujących ogniwa fotogalwaniczne. Kolejny problem – to ich utylizacja po zużyciu. Na razie jest wysyp i fala zachwytu. A za jakiś czas może się okazać że historia jest podobna do tej z freonem w lodówkach i aerozolach (dla niewtajemniczonych – w latach 70-tych uważany za przełom i odkrycie stulecia. Szybko okazało się – ze skutkiem ubocznym jego stosowania była dziura ozonowa)
Z tych drobniejszych spraw, to jeszcze chwalenie się, że produkt jest w opakowaniu, które poddaje się recyclingowi. Problem w tym, że recycling jest w wielu przypadkach tylko teoretyczny. Na przykład w Polsce nie ma teraz chyba ani jednego zakładu recyclingującego tetrapacki. Kiedyś słyszałam o trzech, teraz podobno nie ma żadnego…
Tymczasem ostatnio już kilka razy trafiłam na wzmiankę w reklamie, że coś jest w opakowaniu “ekologicznym”
Dana, bardzo ciekawy i w moim odczuciu potrzebny post – nie wszystko co nazywa się „eko” rzeczywiście takie jest. Jedna w codziennym zabieganiu, nie chce nam się tego weryfikować lub edukować siebie w tych obszarach…