Kieszonkowe dla dzieci to temat, który wielu rodzicom spędza sen z powiek. Zdajemy sobie sprawę, że warunki i okoliczności, w jakich żyjemy, wiek dzieci, to, ile zarabiamy, przekłada się na wysokość kieszonkowego. Jest to bardzo indywidualna sprawa każdej rodziny. A jednak ciągle się porównujemy. Nie unikniemy tego, bo dzieci zazwyczaj przychodzą z prośbami o “doładowanie” kieszonkowego, argumentując, “a tata Marcina daje mu X…” Na pewno warto dawać dzieciom kieszonkowe, bo w ten sposób nie tylko uczą się dysponować własnymi pieniędzmi, ale też ćwiczą swoją wytrwałość i odpowiedzialność. Jak robić to dobrze, by kieszonkowe dla dzieci spełniało także swoją funkcję wychowawczą? Czy warto dawać dzieciom kieszonkowe uzależnione od dobrych ocen i tego, jak są one zaangażowane w pomoce domowe? Weźmy ten temat pod lupę i rozważmy argumenty za i przeciw.
Co chcemy nauczyć dziecko poprzez wręczanie mu kieszonkowego?
Zanim przejdziemy do omawiania tytułowej problematycznej kwestii, zastanówmy się, dlaczego decydujemy się dawać dzieciom pieniądze. Przyznawanie kieszonkowego niesie ze sobą kilka korzyści wychowawczych.
- Uczy odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji za dokonane wybory. Dziecko dostrzega, że nieprzemyślane zakupy mogą spowodować, że zabraknie mu pieniędzy na potrzebne rzeczy (np. bilet miesięczny). Jeśli rodzice będą konsekwentni i prócz wyznaczonej na dany miesiąc kwoty nie będą rekompensować dziecku błędnych decyzji w postaci dodatkowych zasileń kieszonkowego, spełni ono swoją funkcję.
- Może być pierwszym krokiem na drodze do nauki oszczędzania. Kieszonkowe dla dzieci i nastolatków nie powinno być zbyt małe, bo wtedy nie dajemy dziecku szansy na naukę dzielenia kwot i planowania wydatków. Optymalna kwota to taka, która pozwoli zaspokoić najważniejsze potrzeby (bilety, posiłki), ale jednocześnie zostanie dziecku trochę pieniędzy, by mogło je wrzucić do swojej skarbonki. W ten sposób nauczy się odraczać natychmiastową gratyfikację i zacznie gromadzić resztę na dowolnie wybrany przez siebie cel.
- Może wyrobić w dziecku wcześnie nawyk dzielenia się i niesienia pomocy oraz asertywność. Zwłaszcza, gdy w domu jest jeszcze młodsze dziecko, które nie otrzymuje własnego kieszonkowego i prosi o zakup starszego brata czy siostrę. Takie prośby to z jednej strony próba charakteru, z drugiej doskonały materiał do ćwiczenia empatii. Dzięki temu mechanizmowi dziecko może też dojść do wniosku, na drodze mniej pozytywnych doświadczeń, że np. nie warto chwalić się posiadanymi pieniędzmi i je bezkrytycznie pożyczać i w konsekwencji nigdy ich nie odzyskać.
Czy kontrola pomaga dzieciom zachować dyscyplinę finansową?
Karin Arndt, autorka poradnika “Pieniądze nie spadają z nieba”, prowadząca niemiecką Akademię Dziecięcą, wskazuje na bardzo ważne mechanizmy psychologiczne związane z dawaniem dzieciom kieszonkowego.
Istotne, by rodzice przy wręczaniu kieszonkowego nie narzucali dziecku, na co mu wolno wydawać tę kwotę, a na co nie. Niech uczy się na własnych błędach i zaspokaja swoje potrzeby. Ton zakazów odniesie odwrotny skutek (“nie wolno ci kupować czekoladę, zepsujesz sobie zęby!”).
Dziecko zacznie kłamać lub przemilczać temat, na co wydało pieniądze. Jeśli chcemy mieć wgląd w wydatki pociechy, róbmy to za jego zgodą, bez nacisków. Podsuńmy mu np. pomysł rejestrowania wydatków w notesie i umówmy się, że wspólnie zajrzymy do niego raz w miesiącu.
Jeśli odkryjemy, że np. dziecko kupuje sobie papierosy, ucięcie kieszonkowego w ramach kary nic nie da. Nasza latorośl znajdzie sposób, by zdobyć pieniądze inaczej. Pożyczy od rówieśników, wyprosi od dziadków itp. Albo od razu poprosi o papierosa starszych kolegów z podwórka. Starajmy się w takiej sytuacji porozmawiać o konsekwencjach palenia i wybadać, dlaczego dziecko zaczęło palić, ale nie pozbawiajmy go kieszonkowego.
Nie komentujmy też i nie poddawajmy w wątpliwość wydatków naszej pociechy w obecności jej przyjaciół czy innych członków rodziny. Może to negatywnie wpłynąć na jego pewność siebie. Wstyd dodatkowo powoduje paraliż decyzyjny.
Jeśli już zaczynamy dziecku wypłacać kieszonkowe, to powinna to być nienaruszalna zasada (i stała kwota). Taki sposób postępowania dodatkowo uczy zaufania.
Czy dawać kieszonkowe dla dzieci za oceny?
Argumenty ZA
Rodzice, którzy decydują się na wynagradzanie pieniędzmi dobrych ocen w szkole, traktują kieszonkowe jako sposób na zmotywowanie dziecka do nauki. Zwłaszcza, gdy dziecko może liczyć na kieszonkowe tylko w sytuacji, gdy przyniesie do domu 4, 5 czy 6. Wtedy jest to dla niego jedyny sposób, bo otrzymać pieniądze.
Jeśli w dodatku posiadamy kilkoro dzieci, takie nagradzanie za oceny stanowi element rywalizacji. Zdaniem niektórych rodziców, dzieci traktują wtedy zdobywanie lepszych ocen jak zabawę i starają się prześcignąć, kto dzięki temu uzbiera więcej do swojej skarbonki.
Takie postępowanie może przynosić korzyści, gdy mamy do czynienia z młodszymi dziećmi. Komunikujemy im jasne zasady: po imieniu nazywamy przyczynę (dobre oceny) i skutek (kieszonkowe).
Innym podnoszonym przez rodziców argumentem za wręczaniem kieszonkowego za dobre oceny, a także pomoc w domu, jest nauka, że dobra praca jest nagradzana. I że nic nie przychodzi w życiu za darmo, a już zwłaszcza pieniądze.
Argumenty PRZECIW
To, co z jednej strony jest wskazywane jako zaleta dawania kieszonkowego za dobre oceny, z drugiej strony stanowi wadę takiego postępowania.
Element rywalizacji u starszych dzieci rodzi bunt. W trudnym okresie dojrzewania i tak są bardzo wobec siebie krytyczne, nieraz i przewrażliwione. Wszystko traktują bardzo osobiście, a już zwłaszcza próby oceniania i porównywania, dzielenia na lepszych i gorszych.
“Chcesz mi powiedzieć, że tylko tyle jest wart mój rozwój? To ja go mam w nosie!” – może stwierdzić niejeden nastolatek i zamiast pochylić się nad podręcznikami, pójść na spotkanie z przyjaciółmi. Przychodzi moment, kiedy opinie rówieśników są ważniejsze od próśb, gróźb i opinii rodziców. Zdanie grupy rówieśniczej u nastolatków ma ogromne znaczenie, autorytet rodziców schodzi na dalszy plan. Choćby i próbowali sobie “podkupić” utraconą pozycję.
W przypadku rodzeństwa nagradzanie pieniędzmi za lepsze oceny może być demotywujące. Gdy rodzeństwo prezentuje podobną łatwość w przyswajaniu wiedzy, ta metoda może się sprawdzić. W przeciwnym razie może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Im dzieci starsze oraz gdy każde z nich ma własne tempo uczenia się i objawia zdolności w innych dziedzinach, tym bardziej uzależnienie kieszonkowego od ocen może wywoływać u nich poczucie krzywdy.
A skoro zasady są niesprawiedliwe i z góry wiadomo, że bardziej bystry Krzyś jest faworytem i zgarnie więcej od mającego trudności w nauce Michała, to po co się męczyć?
Taki negatywny scenariusz staje się jeszcze bardziej prawdopodobny, jeśli rodzice jednocześnie w żaden sposób nie starają się wspomóc dziecka w przezwyciężeniu jego trudności z nauką.
Dysproporcje kieszonkowego między mniej i bardziej zdolnym dzieckiem mogą też prowadzić do spadku jego samooceny. Będzie narastać w nim poczucie, że jest gorsze, mniej wartościowe. Zacznie utwierdzać się w przekonaniu, że nie jest akceptowane ze swoimi wadami.
Dziecko może poza tym dojść do wniosku, że rodzice bardziej kochają zdolne rodzeństwo, a ich miłość jest warunkowa. A to już niebezpieczna droga ku kompleksom i pretensjom względem rodziców w dorosłym życiu młodego człowieka.
Jeszcze innym argumentem przeciw dawaniu kieszonkowego za dobre oceny jest odciąganie w ten sposób uwagi dziecka od faktycznego celu nauki. Zamiast wybierać to, co je naprawdę pasjonuje i co chce zgłębić, nastawia się na osiągania korzyści i zaliczanie kolejnych przedmiotów na zasadzie zakuć, zdać, zapomnieć – byleby dostać pieniądze. Zaczyna się uczyć nie dla siebie, ale dla dobrych ocen i korzyści z tego wynikających.
Rodzi to też niebezpieczeństwo, że w momencie np. trudności finansowych rodziny i zredukowania lub wstrzymania otrzymywania kieszonkowego, tak i dziecko na bok odstawi naukę. Zgodnie z zasadą: nie ma płacy, nie ma pracy.
Czy dawać kieszonkowe dla dzieci za sprzątanie i inne pomoce domowe?
Kieszonkowe otrzymywane za pomoc w pracach domowych również budzi skrajne uczucia i ma tylu zwolenników, co i przeciwników.
Obóz przeciwników podkreśla (i ja osobiście też się z tym zgadzam), że już samo sformułowanie “pomoc w pracach domowych” wskazuje na patologiczny układ. A to z tego względu, że prace domowe powinny obowiązywać wszystkich domowników, a nie być aktem miłosierdzia i pomocy osobie X czy Y. Tworzymy wspólnotę, rodzinę, dlatego każdy jej członek w pewnym stopniu odpowiada za ład w domu.
Zapłata za udział w pracach w gospodarstwie domowym pokazuje, że są w nim osoby poświęcające się oraz osoby uprzywilejowane, co nie buduje zdrowych relacji i poczucia współodpowiedzialności za otoczenie.
Nagradzanie za porządki uczy ciągłej eskalacji roszczeń. “Oprócz swojego pokoju posprzątałem również korytarz, więc należy mi się dodatkowa zapłata!”.
Gdy rodzice torpedują te żądania i utrzymują, że niezależnie od skali porządków i ich rodzaju dziecko i tak dostanie stałą sumę, na jaką się z nim umówili, może to prowadzić do obrażania się, trzaskania drzwiami i zapowiedzi “więcej nie sprzątam – niczego!!! Bo mi bałagan nie przeszkadza. Jak wam przeszkadza, to sami sobie sprzątajcie.”
Choć zwolennicy mogą tu zauważyć, że dobrze poprowadzona tego typu rozmowa nauczy dziecko sztuki negocjacji. Ta z pewnością mu się przyda w dorosłym życiu.
Przyzwyczajanie do sprzątania bez oferowania pieniędzy – jak to osiągnąć?
Najlepiej od jak najmłodszych lat włączać dzieci w życie domowe.
Oczywiście, każdy powinien mieć zadania dostosowane do swoich możliwości: wieku, czasu.
Pieczesz ciasto? Pozwól latorośli przesiać mąkę i utrzeć masło.
Wynosisz śmieci? Weź ze sobą dziecko i od razu wytłumacz, który rodzaj śmieci wrzuca się do jakiego kontenera.
Szykujesz pranie? Rozłóż przed dzieckiem jego ubranka i poproś, by podzieliło je na jasne kolory, ciemne, ubrania białe.
To wszystko można robić w formie zabawy i wspólnego spędzania czasu. Wtedy nakłonienie dziecka do współudziału w pracach domowych jest łatwiejsze.
Dziecko przyzwyczajone, że od najmłodszych lat uczestniczy w życiu domu, traktuje swój udział w takich pracach jako coś naturalnego.
Kieszonkowe dla dzieci – jak to było u mnie?
U mnie było dość nietypowo, ponieważ… Nie dostawałam regularnego kieszonkowego. Pisałam o tym we wpisie 33 fakty na moje 33 urodziny.
Pieniądze wpadały mi przy specjalnych okazjach: urodzinach, świętach, odwiedzinach cioć i wujków. Zwykle jednak i tak wspólną “kasą fiskalną” zarządzali rodzice. Do skarbonki zazwyczaj wrzucałam to, co zostawało z zakupów. Np. prosiłam mamę o pieniądze na zakup ulubionego czasopisma, które kosztowało 6 zł i dostawałam banknot 10 zł. Resztę z dokonanego zakupu wrzucałam do skarbonki.
Nigdy też nie dostawałam pieniędzy za wyniki w nauce. Dobrze uczyłam się bez takich bodźców. Zresztą myślę, że takie postawienie tematu traktowałabym jako próbę nieco upokarzającej tresury. A może nie? Piszę to z dzisiejszej perspektywy, trudno więc mówić o obiektywizmie.
Gdy np. zdarzały mi się jakieś większe osiągnięcia, np. wygrana w szkolnym konkursie, też nie dostawałam pieniędzy. Zwykle celebrowaliśmy to poprzez wspólne wyjście na lody czy naszykowanie i spałaszowanie pysznego ciasta.
Do wspólnego sprzątania byliśmy przyzwyczajani od maleńkości
Nigdy ani mnie, ani mojego brata nie trzeba było przekupywać do tego pieniędzmi.
Z zakupami bywało różnie. Przeważnie chodziliśmy na nie w 3: moja mama, ja i mój brat. Gdy byliśmy starsi, chodziliśmy częściej sami z listą sprawunków.
Dniem wielkiego sprzątania zazwyczaj były soboty. Babcia szykowała jedzenie na weekend, mama nastawiała pranie i pomagała babci w kuchni. Ja chwytałam za konewkę, by podlać kwiaty, oraz za mopa, z którym wkraczałam do akcji, gdy tata z bratem skończyli odkurzać, ścierać kurze i wynieśli śmieci. Także szorowanie łazienki zazwyczaj przeprowadzałam ja lub mama.
Nie wiem, czemu, ale uwielbiałam też zmywać. Babcia podstawiała mi przy zlewie taboret, na którym klękałam. Szorowałam, co popadnie. Myłam zarówno warzywa na obiad, jak i brudne naczynia i sztućce. I byłam bardzo nadąsana, gdy ktoś to zrobił za mnie.
Cóż, byłam dziwnym dzieckiem. Dzisiaj zmywanie to jedna z moich najbardziej znienawidzonych aktywności w domu. Jestem więc przeszczęśliwa, że mamy w domu zmywarkę. Uff.
Czy dawać kieszonkowe dla dzieci za dobre oceny i sprzątanie – jak jest u Ciebie?
Postanowiłam poruszyć temat porządków domowych, ocen i kieszonkowego nieprzypadkowo, pojawił on się bowiem ostatnio w mojej grupie Finanse osobiste, finanse domowe na Facebooku.
Sama dzieci jeszcze nie mam. Dlatego przy szykowaniu tego wpisu bazowałam na opiniach ekspertów (wspomniana wcześniej Karin Arndt), własnych doświadczeniach z dzieciństwa oraz Waszych opiniach i obserwacjach, którymi podzieliliście się m.in. na moim fanpage. Bardzo Wam dziękuję za odzew 🙂
Sama w przyszłości nie zamierzam kieszonkowego wydzielać za oceny szkolne i pomoc w domu. Zgadzam się z argumentami przeciwnymi takiemu postępowaniu, które przedstawiłam w tekście.
A Ty, Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku – czy dajesz kieszonkowe swoim dzieciom za pomoc w domu i dobre oceny? Dlaczego? Może podasz jeszcze inne argumenty? 🙂
Podobał Ci się ten wpis? Uważasz go za przydatny? Chcesz mnie wesprzeć? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się nim ze znajomymi! Nieco niżej znajdziesz przyciski do udostępniania artykułu w różnych serwisach internetowych. Dla Ciebie to jeden klik, który trwa chwilę, a dla mnie szansa na dotarcie z wartościowymi treściami do nowych odbiorców 🙂 DZIĘKUJĘ! Zapraszam Cię też do polubienia bloga Kobiece Finanse na Facebooku oraz śledzenia go na Twitterze lub obserwowania na Instagramie. Jestem również obecna na platformie Pinterest. Najbardziej zachęcam jednak do zapisania się na mój newsletter. Wtedy zawsze będziesz na bieżąco z nowymi wpisami, ciekawostkami, wartymi odnotowania wydarzeniami i poradami 🙂 |
Ja kieszonkowego nie dostawałem a mimo to nauczyłem się organizacji, pomagania oraz zarządzania osobistymi finansami (jakkolwiek skomplikowanie to brzmi) 🙂
Uważam natomiast, że to może być dobre rozwiązanie, ale jeśli podejdziemy do tego od obu stron: dziecko dostaje ze sprawdzianu dobrą ocenę bo się napracowało, nauczyło (lub coś zrobiło w domu) – dostaje nagrodę.
Dziecko pokpiło sobie jakąś sprawę, dostało mierną ocenę lub zawaliło jakieś ustalone domowe obowiązki – traci jakieś środki.
Moim zdaniem to może uczyć dzieci znacznie lepiej „życia” niż same nagrody.
Niby tak, ale myślę, że w ten sposób nakłoni się do nauki jedynie te dzieci, dla których pieniądze faktycznie są motywatorem. Dziecko, które czuje wewnętrzną potrzebę i chęć nauki, nie potrzebuje takiego systemu. Działanie takimi bodźcami nagród i kar może nawet je wtedy zniechęcić.
Witam, Bardzo dobry wpis traktujacy temat w sposób całościowy . Świetnie, że zostały przedstawione argumenty za i przeciw. Osobiście jestem również w gronie przeciwników płacenia za obowiązki domowe…jako mama dwóch córek wiem jak krótkie ma to nogi ….nie tylko płacenie ale wszelkiego rodzaju inny „handel wymienny” za wykonywanie obowiązków to drogi na skróty prowadzące na manowce pozdrawiam
Może to dość niefortunnie ukształtować system wartości i postaw u już dorosłego człowieka. Podczas dyskusji na FB ktoś słusznie zauważył, że gdy na starość potrzebować będziemy wsparcia od swoich dorosłych już dzieci, te będą się targować o każdą czynność: podanie szklanki wody, czas wolny wzięty na opiekę nad schorowanym rodzicem itp… Jestem ciekawa, czy ktoś prowadził badania pod tym kątem, czy tak faktycznie jest.
U mnie w domu było bardzo podobnie. Pieniądze dostawałem jako formę prezentu przy okazji różnych okazji, ale zostawały one w mojej kieszeni. Samemu mogłem nimi zarządzać. Oczywiście rodzice gdzieś starali się, nakierować mnie, na co mógłbym przeznaczyć otrzymaną gotówkę. Czasem z lepszym a czasem z gorszym skutkiem 😉
Co do obowiązków domowych to tutaj też nie było mowy o tym, aby dostawać za ich wykonywanie jakieś “wynagrodzenie”. Mówione było zawsze, że wszyscy razem dbamy o nasze mieszkanie i w sumie z perspektywy czasu chyba nigdy nie starałem się uzyskać za ich wykonywania jakiegoś dodatkowego profitu 😉
Prawda. Gdy od najmniejszego berbecia człowiek jest uczony, że czysty dom to także jego udział, ten nie wyskakuje później z takimi roszczeniami i jest zdziwiony już jako dorosły, że w ogóle można żądać za coś takiego zapłaty.
Jak najbardziej jestem za kieszonkowym, ale nie za oceny i pomaganie 😉
Nie pochwalam płacenia dziecku za wykonywanie domowych obowiązków czy oceny. To jest praca na rzecz całej rodziny, która powinna być oczywista. Chociaż mam 2 synów, od najmłodszych lat wdrażam ich w sprzątanie, np. opróżniają Roombę i pilnują wymiany szczotek, wynoszą śmieci, zmywają, myją okna i uczą się gotować. Jak pójdą na swoje, nie będą mieli 2 lewych rąk.
Ja też nie dostawałam regularnego kieszonkowego. Swojemu dziecku również nie daję “wypłaty” jednorazowo, bo wydałoby pieniądze zbyt szybko. Ma skarbonkę, której nie rusza (zbiera na wymarzonego psa), więc czasami coś dorzucam bonusowo. Ogólnie nie jestem zwolenniczką płacenia za czynności domowe lub naukę. Uważam, że każdy ma swoje obowiązkowi – adekwatne do wieku. Niech podejdzie do nich świadomie, a nie z chęcią wzbogacenia się. Moim zdaniem takie zachowanie miesza w głowie, jednak każdy ma swoje poglądy.
Kieszonkowe za dobre wyniki w nauce czy sprzątanie wydaje mi się czymś oderwanym od rzeczywistości. Mam dom, w którym sprzątam i nikt mi za to nie płaci. To jest trochę mój obowiązek, a trochę świadomy wybór, bo mogłabym nie sprzątać i żyć ze szczurami i karaluchami. Dzieci należy uczyć dbania o porządek, ale nie kosztem wynagrodzenia za to, że posprzątają pokój.
Moj syn ma 7 lat, od kilku miesięcy dostaje kieszonkowe. Część jest na wydatki “przyjemności”, o których sam decyduje, część na oszczędzanie (na coś, co sam sobie wybierze), inna część na stale wydatki, które co miesiąc ponosi (nie jest tego wiele :), chodzi o zasadę i przyzwyczajenie go ). Kieszonkowe dostaje bez względu na wszystko, nie jest go pozbawiany w ramach kar, bo kar nie stosujemy. Nie płacimy także za sprzątanie ani za oceny, nie chcemy, żeby robił to dla pieniędzy: sprzątamy, żeby było czysto, a uczymy się, bo jest to ciekawe, sprawia nam przyjemność i tego potrzebujemy. Dziękuję za ciekawa refleksje! PS Polecam ciekawa książkę “Pieniądze i cala reszta” Gail Vaz-Oxlade
Warto, od najmłodszych lat, uczyć dzieci zarządzania pieniędzmi i oszczędzania. A najlepszym sposobem na to będzie dawanie kieszonkowego. Dzięki temu dziecko będzie samo wiedziało, że musi oszczędzać i odkładać, jeśli chce kupić coś większego