Kredyt frankowy – czy jest o co walczyć?

Zainteresowanie tematem kredytów frankowych nie słabnie. Świadczą o tym pytania, które do mnie przesyłacie. Pytacie, czy jest jakaś szansa na wygranie sprawy z bankiem, czy w ogóle warto próbować. Bo trzeba uczciwie przyznać – nie każdą sprawę dotyczącą kredytów frankowych można wygrać. Nie dajcie się zwieść naciągaczom, którzy twierdzą, że dzięki nim wygraną macie w kieszeni. Odpowiedzi na pytania, o co chodzi w zamieszaniu wokół kredytów frankowych, czy i kiedy warto pójść do sądu, pod jakim kątem warto prześledzić swoją umowę itp., udzieli Wam w dzisiejszym wpisie gościnnym adwokat Barbara Witecka.

Kredyt frankowy – czy jest o co walczyć?

Kredyty frankowe to ostatnio bardzo popularny temat, który przybrał na sile po głośnym orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie Państwa Dziubaków.

Co prawda, jeśli wczytać się w treść wyroku, to nie jest on aż tak przełomowy, jak jest to często prezentowane. Potwierdza wcześniejszą linię orzeczniczą i rozstrzyga „na nowo” tylko zagadnienia bardzo szczegółowe. Ale trzeba powiedzieć, że wywarł poważny wpływ na sposób orzekania przez polskie sądy.

Kredyty w walucie szwajcarskiej były popularne nieco ponad dekadę temu, w czasie boomu na rynku nieruchomości, gdy ceny mieszkań były zbliżone do obecnych – przy znacznie niższych wynagrodzeniach. Kredyty walutowe były znacznie tańsze od kredytu udzielanego w złotówkach, przez co bardzo często banki były skłonne przyznać zdolność kredytową wyłącznie na takie produkty.

Jednakże wraz ze wzrostem kursu franka szwajcarskiego w górę poszybowały miesięczne raty. Nic więc dziwnego, że w takiej sytuacji wielu kredytobiorców zaczęło się zastanawiać, czy nie da się czegoś z takim kredytem frankowym zrobić.

Jeśli spłacasz kredyt zaciągnięty we frankach szwajcarskich i zastanawiasz się czy warto skierować swoje kroki do sądu, to zapraszam Cię do lektury tego wpisu, z którego dowiesz się najważniejszych informacji o tzw. procesach frankowych.

Co to jest kredyt frankowy?

Na początku wyjaśnijmy kilka pojęć. Kredyt frankowy to rodzaj kredytu hipotecznego, czyli takiego, gdzie prawo banku do żądania spłaty jest zabezpieczone hipoteką na nieruchomości. Istnieją dwa rodzaje kredytów frankowych. Kredyt indeksowany (zwany również waloryzowanym) oraz kredyt denominowany.

Kredyt indeksowany

W przypadku tego pierwszego, kredyt jest wypłacany w złotówkach. Jego spłata również następuje w złotówkach, ale saldo kredytu oraz poszczególne raty są wyrażone w walucie szwajcarskiej. W praktyce jest to więc kredyt złotówkowy, tyle że wysokość kwoty do spłaty jest przeliczona w dniu wypłaty na franki i wysokość każdej kolejnej raty, płatnej w złotówkach i przeliczonej na CHF przez bank, pomniejsza wysokość salda wyrażonego we franku, nie w złotówkach.

Jeśli w Twojej umowie kredytowej występuje klauzula o podobnej treści do tej: „W dniu wypłaty kredytu kwota wypłaconych środków będzie przeliczana na walutę, do której indeksowany jest kredyt według kursu kupna walut określonego w bankowej tabeli kursów walut dla kredytów dewizowych oraz indeksowanych kursem walut obcych – obowiązującego w dniu uruchomienia środków”, to masz do czynienia z kredytem indeksowanym.

Kredyt denominowany

Przy kredytach denominowanych sprawa wygląda nieco inaczej. W takich umowach kwota kredytu jest wprost wyrażona w walucie obcej.

W dniu przygotowania umowy kredytowej bank przelicza kwotę kredytu w złotówkach na franki szwajcarskie po kursie sprzedaży obowiązującym w tym banku. Następnie kredyt jest wypłacany w złotówkach (po kursie kupna). Również raty są spłacane w złotówkach po ich wcześniejszym przeliczeniu z franków po kursie sprzedaży w dniu wymagalności każdej raty.

Sytuacja jest więc poniekąd odwrotna w stosunku do kredytu indeksowanego. Tam klient wie, ile pieniędzy dostanie „do ręki”, ale nie wie, jaka będzie wysokość jego zadłużenia (rozliczanego we frankach). Natomiast w kredycie denominowanym kredytobiorca nie wie, ile pieniędzy dostanie od banku, ale wie z góry ile musi (we frankach) zwrócić.

Kredyt frankowy - czy jest o co walczyć w sądzie?

Kredyt frankowy – gdzie tkwi haczyk?

Na pierwszy rzut oka jest wszystko jasne. Kredyt jest wypłacony w złotówkach (w końcu nieruchomość kupiliśmy za złotówki), spłacany w złotówkach. Bank wylicza nasze zobowiązania w oparciu o tabele kursowe, które najczęściej są dostępne online. W czym więc tkwi problem?

Otóż właśnie w sposobie przeliczania naszych zobowiązań z franków na złotówki. Jeśli wczytamy się dokładnie w umowę kredytu frankowego, to powinniśmy dostrzec, że nie jesteśmy w stanie z góry ustalić kwoty naszego zadłużenia czy miesięcznych rat.

Bank przelicza nasze zobowiązania z franków na złotówki według ustalanych przez siebie (jednostronnie) tabel kursowych. Na próżno szukać w umowie jakichkolwiek wyjaśnień na temat tego, w jaki sposób bank ustala kurs w swojej tabeli. Zatem bank przyznał sobie jednostronne uprawnienie do regulowania wysokości rat kredytu w zasadzie w sposób dowolny.

W teorii bank może więc ustalić kurs przeliczeniowy np. 1 CHF = 10 PLN i nie można by mu wówczas zarzucić naruszenia umowy kredytowej. Kredytobiorca nie ma żadnego wpływu na sposób przeliczania oraz na to, po jakim kursie bank dokonuje przeliczenia. Jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę banku.

Czy klauzule przeliczeniowe to jedyne zagrożenie, które czai się w umowach frankowych? Otóż nie…

Ryzyko walutowe – co to jest?

Najwięcej umów o kredyt frankowy było zawieranych w 2008 roku, gdy za 1 CHF trzeba było zapłacić ok. 2 zł. Na początku 2009 roku kurs oscylował w okolicy 3 zł, a w pamiętny czarny czwartek 15 stycznia 2015 roku kurs mocno poszybował w górę, osiągając w pewnym momencie 5 zł.

Tak duża zmiana kursu waluty oznaczała wzrost zadłużenia oraz miesięcznych rat. Jeśli nasza rata wg harmonogramu wynosi ok. 400 CHF, to w 2008 roku po przeliczeniu na złotówki była to kwota ok. 930 zł. Ale już na dzień dzisiejszy musimy się liczyć z wydatkiem rzędu 1530 zł.

Poza suchymi formułkami w dokumentacji kredytowe, banki najczęściej nie informowały w rzetelny sposób o tym, że rata kredytu może aż tak się zmienić. W żaden sposób nie zabezpieczały również  kredytobiorców przed takim ryzykiem. Co więcej, przedstawiciele banków często przedstawiali kredyty walutowe jako najlepsze – i bezpieczne – rozwiązanie, a franka szwajcarskiego jako nową „żelazną walutę”.

Na koniec dnia to kredytobiorcy w całości ponosili ryzyko zmiany kursu waluty, a jednocześnie nie dysponowali żadnymi instrumentami, które mogłyby to ryzyko zminimalizować.

Abuzywne zapisy w umowach o kredyty frankowe – zostaje walka w sądzie

Z uwagi na wyżej opisane nieprawidłowości w umowach do sądów trafia coraz więcej spraw. Nie oznacza to jednak, że każda sprawa jest z góry wygrana. Przed decyzją o procesie skonsultuj się z prawnikiem, który sprawdzi dokumenty (m.in. umowę, aneksy, regulamin banku) i oceni, czy są podstawy do pozywania banku.

Zdecydowanie najskuteczniejszą podstawą dla pozwu przeciwko bankowi jest właśnie występowanie w umowie kredytowej niedozwolonych (inaczej „abuzywnych”) klauzul. Czyli takich, które kształtują Twoje prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając Twoje interesy.

Aktualnie sądy coraz częściej stają po stronie kredytobiorców i stwierdzają, że kwestionowane postanowienia mają charakter abuzywny. W niektórych przypadkach prowadzi to nawet do nieważności całej umowy kredytowej.

Co można wygrać przed sądem?

Na dzień dzisiejszy sądy nie wypracowały jeszcze jednolitego podejścia do spraw frankowych i zapadają różne wyroki. Można je jednak generalnie podzielić na trzy kategorie:

  1. stwierdzające nieważność całej umowy,
  2. stwierdzające, że klauzula indeksacyjna (ew. denominacyjna) nie wiąże klienta, względnie jest nieważna, więc kredyt pozostaje w mocy, ale staje się „złotówkowy”,
  3. oddalające powództwo, stwierdzając, że postanowienia umowy są zgodne z prawem (takie rozstrzygnięcia są coraz rzadsze) .

Uogólniając, w przypadku wygrania sprawy z bankiem można liczyć na:

  • zwrot sporej części rat (czasem nawet wszystkich),
  • obniżenie zadłużenia oraz niższe raty w przyszłości.

Przykład.

Dla kredytu frankowego, zaciągniętego w wysokości 300 000 zł w pierwszej połowie 2008 r., na okres 30 lat, z ratami równymi oraz marżą banku wynoszącą 1%, łączna wartość nadpłaconych rat na dzień dzisiejszy wyniesie ok. 76 000 zł. Ponadto zmniejszy się saldo zadłużenia o ok. 157 000 zł.

Warto też wiedzieć, że często – choć nie zawsze – w przypadku tzw. „odfrankowienia” banki pozostawiają w mocy postanowienia umowy dot. oprocentowania wg stawek tzw. LIBOR powiększonych o marżę banku.

Tymczasem, stopa LIBOR jest znacznie niższa (obecnie nawet ujemna, przedział -0,5% do -1%) niż oprocentowanie polskiego rynku bankowego WIBOR (teraz w przedziale 1,5-2%). W efekcie kredyt staje się bardzo tani, potencjalnie (zależnie od marży banku) prawie nieoprocentowany.

Do zwrotu pozostaje więc niewiele więcej niż zostało pożyczone przez bank. A przecież w przypadku „zwyczajnych” kredytów całkowita kwota do spłaty jest zwykle bliska 140 – 160% kwoty pożyczonej.

Natomiast w przypadku uznania, że cała umowa jest nieważna, będziesz musiał bankowi oddać tylko tyle, ile pożyczyłeś (bez jakichkolwiek odsetek i prowizji), po odjęciu kwoty już „zwróconej” w ramach rat. Przy przyjęciu powyższych założeń do spłaty pozostanie Ci ok. 89 000 zł.

W razie unieważnienia, automatycznie wygasa też hipoteka na nieruchomości, więc można ją łatwiej sprzedać – bo bez „bagażu” kredytowego. Tracą moc też inne zabezpieczenia, np. poręczenia przez żyrantów.

Podsumowując, jest o co powalczyć – ważne tylko, żeby zrobić to z głową.

NOTA AUTORSKA:

Barbara Witecka – adwokat, absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w postępowaniach sądowych na rzecz klientów indywidualnych oraz firm. Reprezentuje kredytobiorców w sporach przeciwko bankom, które udzielały kredytów frankowych. www.adwokat-witecka.pl

Zdjęcie tytułowe zrobione przez osaba – pl.freepik.com
Podobał Ci się ten wpis? Uważasz go za przydatny? Chcesz mnie wesprzeć?
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się nim ze znajomymi!
Nieco niżej znajdziesz przyciski do udostępniania artykułu w różnych serwisach internetowych. Dla Ciebie to jeden klik, który trwa chwilę, a dla mnie szansa na dotarcie z wartościowymi treściami do nowych odbiorców 🙂 DZIĘKUJĘ!

Zapraszam Cię też do polubienia bloga Kobiece Finanse na Facebooku oraz śledzenia go na Twitterze lub obserwowania na Instagramie. Jestem również obecna na platformie Pinterest.

Najbardziej zachęcam jednak do zapisania się na mój newsletter. Wtedy zawsze będziesz na bieżąco z nowymi wpisami, ciekawostkami, wartymi odnotowania wydarzeniami i poradami 🙂

Absolwentka germanistyki oraz informatyki i ekonometrii. Propagatorka idei edukacji finansowej. Pomaga kobietom zdobyć pewność siebie w obchodzeniu się z pieniędzmi, wspiera je w budowaniu własnej stabilności i niezależności finansowej. Autorka poradników "Pieniądze dla Pań" oraz "Kariera dla Pań". Zawodowo związana z branżą IT, gdzie pracowała jako twórczyni stron internetowych, kierowniczka projektów, scrum master i dyrektorka finansowa.

7 komentarzy do “Kredyt frankowy – czy jest o co walczyć?”

  1. Największy problem z kredytami frankowymi, według mnie, to ilość wygranych procesów (albo chociaż jeden). Temat mnie nie dotyczy, więc nie wgłębiałam się nigdy w temat. Ale nie słyszałam jeszcze o żadnej wygranej sprawie. To nie jest łatwy temat, ponieważ mieszkania nie odda się wraz z kredytem (a tak powinna być każda umowa kredytowa skonstuowana). Ryzyko walutowe i uwczesne naganianie ludzi przypomina obecne praktyki, jakie stosuje się w bankach. Dotyczą innych tematów, ale sprowadzają się zawsze do tego samego – ryzyko ponosi klient, a bank w ostateczności przywłaszczy pieniądze (jak to miało miejsce na podkarpaciu).

    Odpowiedz
    • Bank zajmuje się zarabianiem pieniędzy poprzez ich pożyczanie lub inwestowanie, robi to zawsze w sposób bezpieczny dla swoich interesów – co chyba nie jest dla nikogo zdziwieniem, każdy dba przede wszystkim o „swoje” – o tym trzeba pamiętać idąc do sądu.
      Fajnie, że w artykule wyraźnie opisane zostały definicje indeksowanych i denominowanych, które są łatwo dostępne w „sieci”, jednak irytujące jest kolejne bebłanie a klauzulach abuzywnych, niesprawiedliwości społecznej … Po co takie ogólniki? Sądu, czyli frankowiczów na etapie składania pozwu to nie obchodzi, muszą być podane konkretne artykułu/pozycje z przepisów prawa albo precedensy (wyroki) sądowe, inaczej to opracowanie naukowe a nie proces. Czy tak trudno, zajmując się tematem i reklamując przy tym kancelarię „specjalistyczną” podać choćby kilka przykładów takich zapisów /klauzul i ich prawne uzasadnienie „abuzywności”? Znam powszechne odpowiedzi: „każda umowa jest inna..”. Czy tak jest rzeczywiście, czy to po prostu druga fala naciągania „frankowczów”… Przecież każda umowa kredytu hipotecznego na zakup nieruchomości ma identyczne składniki, jest ich mniej lub więcej, są różnie opisane – ale nie jest to nieskończona ilość kombinacji, najwyżej kilka (pewnie ze 2-3 – nie chodzi o gramatykę tylko merytorykę zapisów). Czy tak trudno podać przykłady takich zapisów choćby w tabelce i postawić „x” : do sądu / nie do sądu? Temat jest moim zdaniem zbyt poważny i aktualny, żeby służył jedynie do nabijania popularności i reklamowania (kogokolwiek), jeżeli podejmuje się go dobry bloger.

      Odpowiedz
      • Piotrze – dla jasności – wszelkie teksty reklamowe / inspirowane / sponsorowane zawsze oznaczam na samym końcu jako takowe. Powyższy artykuł jest wpisem gościnnym, przygotowanym przez moją znajomą, za który nie dostałam ani złotówki. Co do reszty – jak zawsze można u Ciebie liczyć na cenne uwagi. Zapytam autorkę o możliwość uzupełnienia tekstu o takie krótkie zestawienie z kilkoma przykładami. Pozdrawiam!

        Odpowiedz
  2. Jest o co walczyć! Są już pierwsze wyroki sądów który stwierdza iż banki nie dość należycie informowały swoich klientów o możliwych „wahaniach” walutowych.

    Odpowiedz
  3. mój szwagier brał 15 lat temu i jest tym szczęśliwym posiadaczem 4 krotności kredytu wciąż do spłacania no ale ma dobre podejście bo jakoś specjalnie się tym nie przejmuje. ja bym chyba nie umiał w ten sposób

    Odpowiedz
  4. Wszystko wskazuje na to, że coraz więcej będzie unieważnień kredytów. Zapowiada się że banki to odczują. Nawet prezes NBP stoi po stronie frankowiczów. 95% wygranych spraw mówi samo za siebie.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz