Nowa Zelandia – finansowe ciekawostki

Wróciłam w zeszłym tygodniu z największej przygody mojego życia, czyli podróży na drugi koniec świata. Przepiękne, soczyście zielone krajobrazy, niesamowite góry, krystalicznie czyste powietrze i woda, wyjątkowa fauna oraz uśmiechnięci, serdeczni i bardzo pomocni mieszkańcy – taki obraz Nowej Zelandii zostanie mi na zawsze w pamięci. Wizyta w Nowej Zelandii była moim największym marzeniem (męża też, jako wiernego fana serii filmów Władca Pierścieni oraz Hobbit, które nakręcono w tym kraju) – udało się je zrealizować w ramach podróży poślubnej. Nie ukrywam, że jestem zafascynowana Nową Zelandią, jej przyrodą i kulturą i gdyby przyszło mi gdziekolwiek z Polski wyemigrować, to przeprowadziłabym się właśnie tam.

Przygotowania do podróży trwały w zasadzie od listopada 2017, ale już wcześniej zasięgaliśmy języka wśród znajomych, którzy odwiedzili ten kraj, jak i czerpaliśmy wiedzę z przewodników i for internetowych. W osobnym wpisie przygotuję dla Was finansowe zestawienie kosztów podróży, w dzisiejszym natomiast podzielę się garścią zdjęć, które -mam nadzieję – choć w ułamku pokażą Wam piękno Nowej Zelandii, jak i kilkoma ciekawostkami finansowymi z tego kraju.

Przyroda jest bezcenna

Ochronę przyrody i ekologię Nowozelandczycy mają wyssane z mlekiem matki. Jeśli gdzieś na trawniku widać walające się papierki, można być pewnym jednego – to “pamiątka” po turystach. Ktoś przyłapany na śmieceniu może spodziewać się w najlepszym wypadku nagany słownej wzburzonego lokalsa, bowiem mieszkańcy obu wysp niezwykle dbają o swój wyjątkowy ekosystem. Pilnują także, by zwierzęta i roślinność endemiczna nie były zagrożone przez organizmy z Australli, Europy i reszty świata.

This slideshow requires JavaScript.

Dlatego już na wjeździe do kraju każdy podróżny przechodzi gruntowne “prześwietlenie” bagażu pod kątem wwożenia niepożądanych substancji i materiałów biologicznych. Wszelkie nasiona, susz roślinny, owoce, surowe jedzenie itp. są niedozwolone i ich posiadanie trzeba zadeklarować w karcie tzw. Biosecurity, którą wypełnia się jeszcze na pokładzie samolotu. Po przylocie zakazane produkty należy wyrzucić do specjalnie oznaczonych kontenerów.

Jeśli ktoś nie jest pewny, czy posiadane przez niego produkty są dozwolone, dla bezpieczeństwa powinien je wymienić na karcie i zweryfikować u strażnika na lotnisku. Jeśli się czegoś podejrzanego nie zadeklaruje i wyjdzie to przypadkowo na kontroli, podróżny spodziewać się może słono za to zapłacić. Mandaty zaczynają się od 200 dolarów nowozelandzkich (ok. 500 zł) za każde przewinienie… Gra niewarta świeczki, więc lepiej pozbyć się zawczasu niezjedzonego jabłka, niż je chować i ryzykować.

Weryfikacji poddawane są także sprzęty sportowe i biwakowe, np. kijki trekkingowe, namioty. Bardzo dokładnie sprawdzono stan naszego obuwia górskiego, czy podeszwy są czyste i nie nanosimy do Nowej Zelandii “zagranicznego” błota. Gleba może być bowiem nośnikiem jaj owadów, mikrobów, nasion. Ogółem kontrola na lotnisku po przylocie i stanie w kolejkach do “przeglądu” zajęły nam ponad godzinę.

O tym, że Nowozelandczycy niezwykle serio traktują kwestię ochrony swojej przyrody i są gotowi ponosić tego ekonomiczne konsekwencje, najlepiej świadczy historia sprzed nieco ponad miesiąca.

Aż 12 tys. zaimportowanych z Japonii samochodów, które przypłynęły na statkach, nie wpuszczono do kraju. Powodem były owady Halyomorpha halys występujące m.in. w Azji, które dostały się do wnętrza aut, a które uważane są za niebezpieczne dla upraw i innej roślinności szkodniki – toksyczne substancje wytwarzane przez te organizmy prowadzą do obumierania roślin.

Importerowi feralnej partii aut nakazano przeprowadzić dezynsekcję. Niestety, środek używany do zabicia owadów uszkadza tapicerkę. Okazało się także, że alternatywny, bezpieczny dla pojazdów preparat jest zakazany w Nowej Zelandii. Samochody nie wjechały więc do kraju, a importer odnotował stratę. Pod znakiem zapytania stanęły też kolejne dostawy aut z Japonii jako potencjalne zagrożenie ekologiczne, a nad tysiącami pracowników handlu motoryzacyjnego w Nowej Zelandii zawisło widmo utraty pracy. Więcej o przypadku tutaj.

Wybierasz i płacisz, czyli Honesty Box

Popularną praktyką w Nowej Zelandii jest ustawianie wzdłuż dróg małych straganów samoobsługowych z np. lokalnymi owocami i warzywami. Przeważnie umieszczane są one w pobliżu gospodarstw, z których pochodzą sprzedawane produkty. Fizycznie sprzedawca jest nieobecny przy stoisku. Po wybraniu produktów klient musi sam uiścić odpowiednią zapłatę – wrzucić pieniądze do skrzynki-skarbonki, które nazywane są tutaj “honesty box”. Kradzieże pieniędzy z takich miejsc praktycznie nie występują.

Spróbowałam sobie wyobrazić taki system działający u nas w Polsce. Ech, pomarzyć zawsze można.

This slideshow requires JavaScript.

Jak mieszkać, to “na swoim”

Kiwi (tak o sobie lubią mówić Nowozelandczycy) są zafiksowani na punkcie posiadania własnych domów czy mieszkań. Wynajem nie jest tutaj popularną praktyką. Nowa Zelandia ma jeden z najwyższych wskaźników na świecie, jeśli chodzi o posiadanie nieruchomości przez ludność. Około 67% mieszkańców Nowej Zelandii posiada własny dom czy apartament. Większość z nich stanowią domki jednorodzinne (single-family bungalow), przeważnie budowane z drewna i elementów stalowych lub z cegieł (te ostatnie występują raczej w większych miastach). Ogółem w Nowej Zelandii dominuje niska zabudowa mieszkalna z ogrodami. Gdy ktoś zdecyduje się jednak wynajmować lokal, musi się liczyć z tym, że należy go wyposażyć w meble i sprzęty we własnym zakresie – przeważnie wynajmowane są dosłownie gołe ściany.

Ponieważ tutejszy klimat jest łagodny (srogie zimy są nieznanym dla Kiwi zjawiskiem), domostwa rzadko posiadają centralne ogrzewanie –  jest ono instalowane przeważnie w sklepach, biurach czy hotelach. Ciepło na co zimniejsze noce zapewniają mieszkańcom farelki elektryczne, przenośne piecyki gazowe lub kominki opalane drewnem.

Jak jeździć, to najlepiej “własnym”

Podobnie jak z posiadaniem domów wygląda sytuacja z posiadaniem środka transportu. W przeliczeniu na mieszkańca Nowa Zelandia znajduje się w czołówce światowego rankingu osób posiadających własne auto. Na nowozelandzkich drogach królują marki japońskie: Toyota, Honda, Nissan, Suzuki, Mitsubishi. Wynika to głównie z faktu, że ruch drogowy w Nowej Zelandii jest lewostronny, tak sama jak w Japonii (umiejscowienie kierownicy!), poza tym jest to jeden z najbliższych dostawców. W Nowej Zelandii nie ma fabryk samochodowych, wszystkie auta są więc sprowadzane.

Dodam też, że kierowanie samochodem w Nowej Zelandii jest przyjemne – nie tylko z uwagi na malownicze pejzaże na trasie. Maksymalna dozwolona prędkość na autostradach wynosi 100 km, w miastach 50 km, a bardzo często na drogach znajdują się ograniczenia 35-45 km, z uwagi na pagórkowaty teren, a więc strome i kręte fragmenty jezdni. Piraci drogowi raczej tutaj nie występują, a policja jest bezwzględna w stosunku do kierowców łamiących przepisy.

Sami też załapaliśmy się na mandat 😉 I to z bardzo głupiego powodu. W Wellington zaparkowaliśmy na parkingu, który tylko w określonych godzinach był bezpłatny, mianowicie między godz. 20 wieczorem a 8 rano. Do samochodu podeszliśmy ok. 9 rano i mandat czekał już na nas za wycieraczką. Uregulowaliśmy płatności w parkomacie na kolejne 2h i myśleliśmy, że już po krzyku. A gdzie tam! Około godz. 10.20 czekał na nas drugi mandat. Okazało się, że maksymalny czas dozwolonego, płatnego parkowania w tym miejscu wynosił 2h. Licznik tykał od godziny 8, czyli mogliśmy stać tam maksymalnie do godziny 10, mimo że po odebraniu pierwszego mandatu wykupiliśmy miejsce do godz. 11. Spóźniliśmy się więc o jakieś 15-20 minut, żeby uniknąć drugiej kary… Na szczęście była znacznie niższa niż pierwsza. Tak czy owak, z Wellington wyjechaliśmy w przeliczeniu na nasze ubożsi o jakieś 150 zł.

This slideshow requires JavaScript.

Bezdomność w Nowej Zelandii

Biedni w Nowej Zelandii oczywiście istnieją, bezdomność nie jest jednak dużym problemem. Bezdomni mogą liczyć na wsparcie w zakresie odzienia i żywienia ze strony wielu wolontariuszy i nie tylko – do tego stopnia, że nie muszą uciekać się do żebractwa. A przynajmniej nie w takiej skali, którą można obserwować np. u nas w Polsce.

Początkowo po wyczytaniu tych rewelacji w książkach i artykułach o Nowej Zelandii nie chciało mi się w nie zbytnio wierzyć, ale faktycznie, gdy przebywaliśmy w Auckland, widziałam 2 lub 3 bezdomnych (co do jednej osoby, to nie jestem do końca pewna, czy była bezdomna), których w sumie rozpoznałam po tym, że siedzieli na kocu/gazetach pod ścianą budynku z jakimś tobołkiem. Nie śmierdzieli, nie żebrali, nie zaczepiali przechodniów, nie mieli porozrywanych ubrań. W innych większych miastach, które odwiedziliśmy (Hamilton, Wellington, Christchurch, Queenstown), w ogóle nie widziałam żebraków.

Poczucie wspólnoty

Nowa Zelandia jest krajem społecznie świadomym, co wynika bezpośrednio z jej historii. Przed przybyciem Europejczyków, tutejsi rdzenni mieszkańcy, Maorysi, żyli w plemionach posiadających mechanizmy, które zapewniały, że nikt nie musiał głodować i nie brakowało mu opieki (np. sieroty czy starcy). Nowa Zelandia była pierwszym krajem, który dał kobietom prawo głosu (w 1893 r.), który jako pierwszy na świecie przyjął ośmiogodzinny dzień pracy za normę (w latach 1840-1850) i który wprowadził powszechną emeryturę, zwaną w Nowej Zelandii Superannuation.

Każdy Nowozelandczyk lub stały rezydent, bez względu na sytuację ekonomiczną, ma prawo do świadczenia emerytalnego po osiągnięciu wieku 65 lat. By się o nią ubiegać, musi mieszkać w Nowej Zelandii przez minimum 10 lat, odkąd skończył 20 rok życia, a także 5 lat z tych 10 musi spędzić w Nowej Zelandii po skończeniu 50 lat. Płatności są dokonywane co dwa tygodnie, a wysokość świadczenia zależy od czynników społecznych, np. od tego czy ktoś żyje samotnie czy w związku (niekoniecznie małżeńskim) lub ma dodatkowo na utrzymaniu dziecko. Kwoty emerytur co roku na początku kwietnia publikowane są na stronie internetowej Ministerstwa Rozwoju Społecznego, poniżej w ujęciu tygodniowym:

NZ Superannuation - emerytura w Nowej Zelandii
Źródło: https://www.workandincome.govt.nz/products/benefit-rates/benefit-rates-april-2018.html

Z kolei narzędziem państwowym wspierającym politykę prorodzinną jest pakiet świadczeń Working for Families. Zapewnia on wsparcie finansowe dla rodzin z dziećmi o całkowitym rocznym dochodzie w wysokości 74 000 NZD lub mniejszym, chociaż kwalifikują się do niego również gospodarstwa domowe o wyższych dochodach.

Ta podróż to była moc pozytywnych wrażeń!

O Nowej Zelandii mogłabym rozprawiać godzinami. Powyższe to zaledwie garść ciekawostek w ujęciu finansowym – czy chcecie, aby na blogu pojawiła się kontynuacja tego wątku? Jest to dla Was interesujące? Dajcie znać, bo na pewno coś jeszcze bym dla Was uzbierała 😉 Na blogu poza tym pojawią się jeszcze 2 wpisy poświęcone Nowej Zelandii (podsumowanie wydatków oraz poradnik, jak się do takiej podróży na drugi koniec świata przygotować), ale wszystko w swoim czasie – w planie również inne tematy 😉

Czyli w skrócie: wracam do blogowania po nowozelandzkiej przerwie 😉 A przy okazji życzę Wam spokojnych, zdrowych i radosnych Świąt!

Podobał Ci się ten wpis? Uważasz go za przydatny? Chcesz mnie wesprzeć?
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się nim ze znajomymi!
Nieco niżej znajdziesz przyciski do udostępniania artykułu w różnych serwisach internetowych. Dla Ciebie to jeden klik, który trwa chwilę, a dla mnie szansa na dotarcie z wartościowymi treściami do nowych odbiorców 🙂 DZIĘKUJĘ!

Zapraszam Cię też do polubienia bloga Kobiece Finanse na Facebooku oraz śledzenia go na Twitterze lub obserwowania na Instagramie. Jestem również obecna na platformie Pinterest.

Najbardziej zachęcam jednak do zapisania się na mój newsletter. Wtedy zawsze będziesz na bieżąco z nowymi wpisami, ciekawostkami, wartymi odnotowania wydarzeniami i poradami 🙂

Absolwentka germanistyki oraz informatyki i ekonometrii. Propagatorka idei edukacji finansowej. Pomaga kobietom zdobyć pewność siebie w obchodzeniu się z pieniędzmi, wspiera je w budowaniu własnej stabilności i niezależności finansowej. Autorka poradników "Pieniądze dla Pań" oraz "Kariera dla Pań". Zawodowo związana z branżą IT, gdzie pracowała jako twórczyni stron internetowych, kierowniczka projektów, scrum master i dyrektorka finansowa.

40 komentarzy do “Nowa Zelandia – finansowe ciekawostki”

  1. Gratuluję wyboru. Po ilości wrażeń wnioskuję, że to jedna z piereszych Twoich prawdziwych podróży zagranicznych. Zwiedzanie NZ sprzyja prawdziwemu poznaniu kraju i jego mieszkańców, ponieważ nie ma tam Wenecji, Paryża, Barcelony czy innego męczącego, pożerającego czas i pieniądze, bezwartościowego – jak okazuje się po – miejsca “must to see”. Polecam także bliższe wypady po Europie, oczywiście szerokim łukiem omijając wszystkie miasta, których nazwy jesteś w stanie wymienić. Wrażenia również zaskakujące.

    Odpowiedz
    • Nie zgadzam się z takim stanowczym skreśleniem europejskich miast. Ja jestem człowiekiem z bagien i to przyrodę cenię najbardziej, ale w miastach też można znaleźć coś niesamowitego – koloryt lokalny. Odwiedzając stolice europejskie pomijam zabytki, kościoły (dla mnie wszystkie identyczne), muzea. Idę gdzieś przed siebie, nie zawsze do centrum, siadam i patrzę, jak żyją inni, a przy okazji, jak mogę zjeść coś lokalnego, to w ogóle bajka. To bardzo ciekawe, bo człowiek zdaje sobie sprawę, że świat jest taki różnorodny.

      Odpowiedz
      • To wyobraź sobie, jak te doznania potęgują się w mniejszych miejscowościach, zdala od lotnisk i głównych dróg…a podobne do tych z Argentyny czy Australii można znaleźć na Słowacji…

        Odpowiedz
    • Cześć Piotrze 🙂 Tak, to mój pierwszy raz, gdy wybyłam tak daleko. Dotychczasowe wycieczki odbywałam po Europie: Niemcy, Francja, Chorwacja itp., były też krótsze. Pozdrawiam!

      Odpowiedz
    • Napiszę o tym osobny wpis 😉 Ale w skrócie: tania ta wycieczka nie była i od początku zakładaliśmy, że tania nie będzie 🙂 Pozdrawiam!

      Odpowiedz
  2. Super wpis. Bardzo wyczerpujące informacje na temat Nowej Zelandi. Chce odwiedzić ten kraj, z Twojego opisu i zdjęć wyglada imponująco. Widać też że bardzo dbają o ekologię.

    Odpowiedz
  3. Prawdziwa podróż marzeń 🙂 ciekawe to miejsce. Nie pomyślałam, że takie poukładane.
    Ze sprzedażą bez sprzedawcy spotkałam się jakieś parę lat temu gdy studenci na krakowskim Kleparzu robili eksperyment. Wystawili jajka i zostawili tylko kartkę, raz z ceną a drugim razem z informacją co łaska. Podobno kasy było więcej niż się należało 🙂

    Odpowiedz
  4. Nowa Zelandia wydaje się państwem idealnym. Pomysł z Honoraty Box jest fantastyczny, ale jakoś nie widzę, żeby mógł funkcjonować w naszych kraju, z taka mentalnością…

    Odpowiedz
  5. Bardzo fajny tekst z masą ciekawostek. Część z nich była mi znana, o innych dowiedziałam się dzięki Tobie. Niezła historia z tymi samochodami… 😉 Ogólnie nie dziwię się tak restrykcyjnemu prawu wobec turystów. Nowa Zelandia jest piękna, mnie cieszy że rząd i obywatele tak pieczołowicie dbają o swój kraj. Szkoda, że tak daleko, bo już był miała na liście celów podróżniczych 😁

    Odpowiedz
  6. Witaj Dana-)
    Chyba pierwszy raz trafiłam na Twój blog.
    Bardzo ciekawy wpis o Nowej Zelandii. Też moje marzenie. Widzę, że jestes zakręcona na punkcie tego kraju, podobnie jak ja Australią, w której byłam już osiem razy i też mogłabym godzinami opowiadac o miejscach w których byłam.Ja chętnie poczytam o NZ. Lecąc do Australii obowiązują podobne restrykcje, zero wwożenia jakiegokolwiek jedzenia, drobiazgowa kontrola.Ja docelowo latam do South Australia, tam nawet jadąc z innych stanów trzeba wyrzucac jedzenie.Dzięki temu wyeliminowano muszki owocowe, a warzywa i owoce wyglądają obłędnie,chociaż są piekielnie drogie i np.kilogram czereśni kosztuje prawie 100 zł. Bardzo dba się o ekologię. Wiele rzeczy jest bardzo podobnych.Tylko krajobrazowo w NZ na małej powierzchni jest bardzo różnorodnie.W Australii przestrzenie są niewyobrażalne.
    Pięknie to wszystko opisałaś. Z przyjemnością przeczytałam.
    Pozdrawiam-)

    Odpowiedz
    • O kurcze, 8 razy w Australii! Ja póki co miałam tam tylko międzylądowanie 😉 Ale też jest na mojej liście krajów do zwiedzenia.
      Ciesze się, że trafiłaś na mój blog – zapraszam częściej i pozdrawiam 🙂

      Odpowiedz
  7. Lubię taką tematykę na blogach, choć rzadko spotykam tego typu artykuły. Co do ekologii, słyszałam wiele na temat Australii i NZ, więc nie wywołało to u mnie szoku jak za pierwszym razem 🙂 pozdrowienia

    Odpowiedz
  8. Marzy mi się podróż do NZ, jednakże chwilowo jest to zbyt duży wydatek finansowy. Ale mam to na liście marzeń i zbieram do skarbonki na taką podróż. Mam nadzieję, że jak już kiedyś tam będę to się nie zawiodę, ani nie rozczaruje.

    Odpowiedz
  9. 95% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

    Odpowiedz
  10. sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:
    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

    Odpowiedz

Dodaj komentarz