Podsumowanie roku 2017, cz. II

Dziś publikuję obiecaną drugą część podsumowania 2017 roku. Wstępnie zaznaczę tylko, że o ile rok 2016 określiłam jako bardzo aktywny (kupno mieszkania, najdłuższa w życiu wycieczka rowerowa, dużo wyzwań w pracy), to w 2017 było jakieś wariactwo. Nie nadążam – 2017 zleciał mi po prostu jak z bicza strzelił! Żeby ułatwić Wam czytanie, tekst zbudowany jest z bloków tematycznych oddzielonych śródtytułami, więc wpis można przeczytać “wybiórczo”, jeśli kogoś dany obszar nie interesuje. Sprawdźcie, jak oceniam rok 2017 u siebie pod kątem prowadzenia bloga, zawodowo i nie tylko 🙂

Blog i aktywności okołoblogowe

Na blogu publikować miałam częściej – różnie z tym bywało. Zaczęłam się jednak angażować bardziej w aktywności pozainternetowe.

Udało mi się nawiązać współpracę z UOKiK, z którym wspólnie w social mediach promowaliśmy akcję “Polub polubowne”. Cykl wpisów poświęcony reklamacjom i prawom konsumenta niezmiennie cieszy się na blogu Kobiece Finanse popularnością, więc ta współpraca to był strzał w dziesiątkę. Wierzę też, że dla wielu z Was mój wpis o polubownym rozwiązywaniu sporów konsumenckich okazał się pomocny.

Jeśli chodzi o pozostałe działania, to w pierwszej połowie 2017 roku wzięłam udział w 2 imprezach organizowanych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu: konferencjach Kobieta Liderem oraz Kobieta z Wiggorem. Zdjęcia z nich obu możecie zobaczyć w dziale “Współpraca”.

Kobieta Liderem 2017Podczas tej pierwszej uczestniczyłam w panelu dyskusyjnym “Budżet na obcasach – jak skutecznie zarządzać swoim portfelem“. Oprócz mnie wystąpili paneliści: Marta Kaim, autorka książki „Jesteś ważna”; Markus Marcinkiewicz, autor książki „Zawodowy Windykator”; Olga Sadowska – Aviva Polska; Dominika Sikora – Manager w Platinum Eye.

W czasie trwania Kobiety z Wiggorem poprowadziłam warsztat pt. „Budżet domowy krok po kroku – czyli jak bez bólu ogarnąć swoje finanse?”. Były przykłady narzędzi do prowadzenia domowego budżetu, ćwiczenia z planowania krótko- i długoterminowego, porady, na co uważać i jakich błędów nie popełniać.

Przy okazji przeprowadziłam też ankietę badającą wiedzę i umiejętności z zarządzania osobistymi finansami wśród uczestniczek. W drodze losowania, niektóre uczestniczki otrzymały upominki w postaci m.in. moich książek i innych z serii “Poradniki na obcasach“, które ufundowało Wydawnictwo LINGO.

Przyznam, że te wystąpienia dały mi mnóstwo pozytywnej energii i bardzo się spodobały. Planuję kolejne tego typu aktywności. Piszę to z niemałą satysfakcją, gdyż dotychczas uważałam, że prowadzenie takich działań jest nie dla mnie, że zje mnie trema itp. Troszkę siebie nie doceniłam 🙂 Po reakcjach organizatorów i rozmowach “w kuluarach” z uczestnikami konferencji widzę, że jest na tego typu akcje edukacyjne zapotrzebowanie i że warto brać w nich udział. Pomaganie daje wiele frajdy.

W ten sposób dochodzimy też do planów rozkręcenia akcji Edukacja finansowa w szkołach. Udało mi się zebrać grupę blogerów (i nie tylko) z różnych części kraju, którzy zadeklarowali chęć uczestnictwa w przedsięwzięciu. Zaczęliśmy z kopyta, odbyliśmy kilka telekonferencji, omówiliśmy kroki, które należy podjąć, kto jest na start naszą grupą docelową, określiliśmy wspólny cel, spisaliśmy zagadnienia, które powinny się pojawić w programie nauczania, odezwaliśmy się do kilku instytucji z propozycją nawiązania współpracy, jednak w okolicy czerwca-lipca stanęliśmy w martwym punkcie.

Przyznam, że to głównie moja wina. Przygotowałam listę zadań do zrobienia, udostępniłam ją i wierzyłam, że nawet jeśli moja dostępność czasowa będzie ograniczona, to “jakoś to popchniemy”. Nie uwzględniłam, że każdy miał obok tego pomysłu też własne cele do zrealizowania. Więc gdy zabrakło lidera i nikt nie zgłosił się na ew. zastępstwo, to wszystko “oklapło”. Dla mnie to nauczka na przyszłość, by nie wierzyć ślepo w ideę samoorganizującego się zespołu (póki zespół nie jest zgrany i nie czuje “flow”, nie ma mowy o samoorganizacji) i co tu dużo ukrywać – to moja największa porażka minionego roku. Nie chciałabym, aby projekt umarł, ale w tym tempie niczego nie osiągniemy. Nie udało mi się pogodzić mojej dostępności z innymi sprawami, które realizowałam w 2017. Muszę przemyśleć formę prowadzenia tej akcji, na nowo “zebrać drużynę” i omówić, jak będziemy pracować. I pilnować rytmu pracy.

Wracając jednak do samego bloga – jakie mam plany na 2018 rok? Być może Was rozczaruję, ale muszę to napisać: nie będzie więcej i częściej wpisów na blogu. Narzucałam sobie taką presję w minionym roku, rozpisałam na plakacie obszary tematyczne i tytuły notek, które powinnam napisać, ale z różnych przyczyn nie wywiązywałam się z tego postanowienia i mój poziom frustracji rósł. Dlatego postaram się, by co miesiąc coś dla Was “skrobnąć”, jak się uda, to nawet kilka razy, ale nie robię pod tym względem wielkich deklaracji. Od 2016 roku moje życie nabrało takiego tempa, że “real” zdecydowanie wygrywa z “wirtualem”.

Muszę się Wam też przyznać, że od pewnego czasu odczuwam niechęć do siadania przed komputerem. I nie chodzi tu konkretnie o bloga – ale tak ogólnie. W zasadzie od początku mojej kariery, narzędziem mojej pracy jest głównie komputer. W biurze 8h dziennie, codziennie przed monitorem (a nieraz i dłużej). Gdy wracam do domu i mam do wyboru: albo odpalić komputer, albo przeczytać książkę, albo przygotować coś pysznego według znalezionego przepisu, albo wyjść na spacer/rower, albo spotkać się z kimś – itd., itp. – to, niestety, ale komputer przegrywa. W tym roku zaliczyłam też rekordową liczbę wizyt i spotkań rodzinnych, zaczęłam częściej “wychodzić do ludzi”.

Tak więc, nie narzucam sobie żadnego liczbowego celu dotyczącego notek na blogu. Napiszę, to będą 😉 Uff!

Kariera plus autorozwój

W zeszłorocznej notce-podsumowaniu pisałam, że chcę bardziej zagłębić się w zagadnienia techniczne związane z wytwarzaniem oprogramowania. Moja nauka programowania w języku Java idzie mi powoli, ciągle tkwię w poznawaniu podstaw, ale za to przebrnęłam w pracy przez cykl spotkań przygotowujących do zdania egzaminu ISTQB (w 2018 chcę zdać egzamin – jest to międzynarodowy certyfikat dla testerów oprogramowania).

Prócz tego zapoznałam się z platformą Mule ESB (Enterprise Service Bus) – upraszczając, to architektura służąca do integracji aplikacji, różnych systemów IT, tak by mogły one bez przeszkód wymieniać między sobą dane. Tutaj też jest opcja zrobienia certyfikatu, jednak jest on czasowy (co dwa lata trzeba by go było odświeżać), więc raczej sobie daruję, do kursu przystąpiłam bardziej w celu poszerzenia horyzontów 😉 Aby przebrnąć przez ten kurs też musiałam nieco bardziej “wejść w Javę”.

Rozwój osobisty - kariera, blog - Kobiece Finanse

Uczestniczyłam ponadto w dwudniowym szkoleniu Professional Scrum Master (drugi stopień) zorganizowanym w Warszawie, otrzymałam voucher zniżkowy na kolejny certyfikat, więc z tego też planuję w tym roku zaliczyć egzamin.

W samej pracy natomiast toczy się duży projekt webowy, w którym biorę udział i mam nadzieję, że do końca wakacji go zamkniemy. Nie mogę Wam zdradzić, co to dokładnie jest, ale gdy tylko owoce pracy mojego wspaniałego zespołu ujrzą światło dzienne, nie omieszkam Was o tym uroczyście poinformować 🙂

Od sierpnia 2017 ogarniam też w firmie różne aspekty finansowe. M.in. budżetuję i rozliczam wszystkich naszych klientów oraz współpracę z innymi firmami i pilnuję, by faktury z księgowości wychodziły w terminie. Coś, od czego ludzie zwykle z grymasem na twarzy uciekają, mnie nawet sprawia przyjemność. Cieszę się, że to “spadło na mnie” – idealnie łączy się z zagadnieniami, które mnie interesują. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie podjąć studiów podyplomowych z obszaru zarządzania finansami przedsiębiorstwa.

Sport i zdrowie

Osoby, które od lat śledzą blog Kobiece Finanse wiedzą, że jestem rowerowym świrem. Miniony rok spłatał mi jednak figla i przyniósł zwrot w kwestii przejechanych kilometrów. Na liczniku Endomondo w 2017 roku nabiłam zaledwie 1 258 km!!! To mój najgorszy wynik z ostatnich 4 lat. Dla porównania, w 2016 roku przejechałam na rowerze ponad 2 700 km, a w 2015 roku ponad 3 000 km.

Co się na to złożyło? Przede wszystkim, odbyłam mało wycieczek weekendowych na dłuższe dystanse. W zasadzie miałam tylko jedną naprawdę dłuższą, do Oleśnicy, w majówkę (53 km przejechane jednego dnia). W weekendy odwiedzaliśmy bliższą i dalszą rodzinę lub załatwialiśmy inne sprawy związane z organizacją ślubu i wesela. Nie chcieliśmy też przed ślubem za bardzo ryzykować i powstrzymywaliśmy się od bardziej kontaktowych form aktywności fizycznej, by nie nabawić się jakiejś kontuzji. Praktycznie więc aż do połowy września “zluzowaliśmy”.

Mimo to w ciągu miesiąca przed ślubem udało mi się nieco schudnąć (-3 kg), co jest zasługą wieczornych treningów z DVD Ewy Chodakowskiej i spersonalizowanej diety z jej platformy BeDiet (i póki co trzymam wypracowaną wagę, co w sumie uważam za większy sukces 😉 ).

Po ślubie nastąpił natomiast efekt rozprężenia – mój układ odpornościowy powiedział “dobra, ja wysiadam, za długo trwało to napięcie” i dopadło mnie solidne przeziębienie (a nawet kilka chorób pod rząd). Zresztą, z moim Markiem nie było lepiej. Pod znakiem choroby upłynęła nam praktycznie większość października… I tak zakończyła się wszelka moja aktywność rowerowa w minionym roku. W tym roku planuję poprawę i dobicie na siodełku przynajmniej do 2 000 km.

Dodatkowo od marca do czerwca całkiem sporo sobie biegałam. Mam gdzie, bo nieopodal mojego domu znajdują się wały przeciwpowodziowe, roztaczają się z nich urokliwe widoki – trasa biegnie wśród łąk i drzew. Po drodze można spotkać sarny, czaple i żaby, czyli poobserwować naturę i naprawdę się wyciszyć, odseparować od miejskiego zgiełku. Nie jestem maratończykiem i nigdy nie będę (niestety, przy długich dystansach chwyta mnie bardzo bolesna kolka pooperacyjna – pamiątka z dzieciństwa), więc biegam ok. 4-7 km w niespiesznym tempie. Jeśli kiedyś przebiegnę 10 km, uznam to za swój życiowy sukces 😉 W każdym razie moje wiosenne “wybiegania” zaowocowały udziałem w imprezie sportowej. W sobotę 20 maja aż 6 tysięcy osób wzięło udział w cyklicznie organizowanym Biegu Firmowym, podczas którego do pokonania był dystans 5 km.

Niespodziewanie przygotowania do ślubu zaszczepiły we mnie zainteresowanie tańcem towarzyskim. Razem z Markiem w ramach przećwiczenia pierwszego tańca, zapisaliśmy się na weekendowy kurs tańca użytkowego. Spodobało nam się do tego stopnia, że chcemy się zapisać na kolejne tego typu kursy.

A skoro jeszcze o zdrowiu mowa – miniony rok dał mi nieco w kość. Dwukrotnie zaliczyłam ostre zapalenie pęcherza (nie życzę nikomu, nawet wrogom!) z podejrzeniem kamicy nerkowej. Raz było tak fatalnie, że trafiłam na szpitalny SOR. Dlatego rok 2018 szykuje się dla mnie jako rok kontroli lekarskich.

Kilka słów na koniec…

Nie napiszę na zakończenie, że życzę sobie i Wam lepszego nowego roku, bo wskazywałoby to, że miniony rok był zły, że w obecnym koniecznie trzeba poprawić wyniki.

Jak więc oceniam 2017 rok? Nie wszystko z zaplanowanych rzeczy udało mi się w nim zrealizować, jednak mimo wszystko zaliczam go do udanych i szczęśliwych. Poukładałam sobie życie osobiste. Główne cele finansowe, na które zbierałam oszczędności, udało mi się osiągnąć. Pomimo napiętego budżetu, udało nam się zamknąć miniony rok na plusie, dzięki czemu polecimy w dłuższą podróż poślubną.

W 2018 wchodzę z otwartymi w poprzednim roku tematami, które chcę kontynuować. Życzę więc sobie, by nie zabrakło mi zapału do ich realizacji. Wam także życzę, byście znaleźli w sobie siłę i motywację do wytrwania w planach. I oczywiście dużo zdrowia i uśmiechu!

Absolwentka germanistyki oraz informatyki i ekonometrii. Propagatorka idei edukacji finansowej. Pomaga kobietom zdobyć pewność siebie w obchodzeniu się z pieniędzmi, wspiera je w budowaniu własnej stabilności i niezależności finansowej. Autorka poradników "Pieniądze dla Pań" oraz "Kariera dla Pań". Zawodowo związana z branżą IT, gdzie pracowała jako twórczyni stron internetowych, kierowniczka projektów, scrum master i dyrektorka finansowa.

18 komentarzy do “Podsumowanie roku 2017, cz. II”

  1. U nas 2017 był rokiem łaskawym, ale jak to określam “przejściowym”. Zdobyliśmy trochę zaplecza finansowego, w tym roku będziemy starali się o kredyt na mieszkanie lub budowę domu – zobaczymy co jeszcze sobie po drodze wymyślimy 🙂

    Odpowiedz
  2. Trasa do Oleśnicy to chyba mało przyjemna była? Chyba, że gdzieś bocznymi drogami a nie starą ósemką.

    Z komputerem mam podobnie. Przez ostatnie lata zdecydowanie za dużo czasu spędzałem w ten sposób (po kilkanaście godzin na dobę) i teraz na samą myśl źle mi się robi.

    W 2017 roku zakończyliśmy budowę, to dopiero męcząca sprawa! Wszyscy tak mówili i już wiem dlaczego. Najgorsze było chyba ciągle dzwonienie po fachowcach, kiedy w końcu przyjdą 😀

    W 2018 roku pora wrócić do pracy na 100%, bo zeszły rok był bardzo słaby pod tym względem.

    Odpowiedz
    • Cześć! Do Oleśnicy jechaliśmy bocznymi drogami, mały ruch, dużo zieleni, było bardzo przyjemnie.

      Budowa zakończona, to teraz wykończenie i umeblowanie? 🙂

      Odpowiedz
  3. Jak zwykle imponujące podsumowanie 🙂 Przeczytałam z zapartym tchem obie części i niezmiennie podziwiam oraz gratuluję takiej produktywności. Byle nie kosztem zdrowia!…
    Wszystkiego dobrego w nowym roku! 🙂

    Odpowiedz
  4. Ja w tym roku również zamierzam się wziąć porządnie za rower, bo w ubiegłym roku trochę tragicznie z tym było u mnie. Choć głównym powodem tego były nie sprzyjające warunki pogodowe na Pomorzu – jak nie wichury, to non stop deszcze. Lubię aktywność, ale cenię też swoje zdrowie 😉 Liczę tylko na to że w tym roku pod tym kątem będzie lepiej i zrobię rekordzik w Endomondo.

    Odpowiedz
    • Kiedyś pomimo złej pogody też jeździłam na rowerze, w ostatnich roku rozleniwiła mnie bliskość stacji kolejowej – zimą jeżdżę do pracy pociągiem, to najszybsze rozwiązanie 😉 Przez to też statystyki poszły mi w dół. Ale mąż jeździ rowerem bez względu na pogodę, rezygnuje z jazdy tylko, gdy smog przybiera we Wrocławiu absurdalne rozmiary. I trzeba przyznać, że kondycję i zdrowie ma końskie – ma zahartowany układ odpornościowy. Przeziębienia trzymają się go z daleka 🙂

      Odpowiedz
  5. Trzymam kciuki za realizację planów na ten rok. Co do komputera to u mnie jest identyczna sytuacja. Po pracy już nie mogę na niego patrzeć 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    Odpowiedz
  6. Zawsze na początku roku również stawiam sobie jakieś cele które chce zrealizować w danym roku. Oczywiście takie przyziemne, które wiem że jestem w stanie zrealizować. Przeważnie udaje mi się je wypełnić.

    Odpowiedz
  7. Bardzo fajne podsumowanie. Ślub i wesele zawsze jakoś zmieniają normalny rytm życia i trochę stawiają życie na głowie 🙂 Ale potem wszystko wraca do normy i można na powrót zająć się wszystkim na co do tej pory brakowało czasu.

    Odpowiedz
  8. Bardzo przyjemnie czyta się takie wpisy, w których widać, że bloger się spełnia, nie głównie w wirtualu, ale przede wszystkim w realu. Pozdrawiam i samych miłych chwil Ci życzę i dużo samozaparcia!

    Odpowiedz
  9. Też robię sobie podsumowania. To bardzo ważne, żeby mierzyć postępy i wiedzieć w jakim się jest miejscu i jaka jeszcze przed nami droga do wymarzonego celu. Życzę uśmiechu 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz