W dzisiejszych czasach stawianie podczas rozmów o pracę pytań o to, czy ktoś jest rodzicem lub dopiero planuje potomstwo, jest już praktycznie niespotykane. Na szczęście! Jednak wielu pracodawców wciąż ma obawy przed zatrudnianiem mam. Pokutują mity, że młode matki nie przykładają się do pracy, bo myślą tylko o dziecku, nie potrafią się skoncentrować; że częściej biorą zwolnienia lub unikają wymagających zadań. Takie przekonania są krzywdzące i mogą doprowadzić do tego, że jeśli zaważą przy ostatecznej decyzji, czy mamę zatrudnić, czy nie, to pracodawca może stracić potencjalnie bardzo dobrego pracownika. Dlaczego? Przygotowałam 5 argumentów przemawiających za tym, dlaczego matki to świetni pracownicy. Może nie idealni (nie lubię tego słowa – nie ma ludzi idealnych), ale z pewnością gotowi do poświęceń i obowiązkowi.
1. Matka jest wielozadaniowa, niestraszna jej praca pod presją
Urlop macierzyński urlopem jest nazywany chyba ironicznie. Przy małym dziecku kobieta haruje jak wół. Raz słyszałam rozmowę dwóch osób w autobusie, podczas której padło zdanie: „Co ty narzekasz, przecież już tyle miesięcy siedzisz w domu.” Siedzisz w domu – haha, dobre sobie.
To siedzenie to ciągła aktywność i gotowość do działania. Prócz doglądania maleństwa za dnia, dochodzi jeszcze czuwanie w nocy. Zapytajcie jakąkolwiek matkę, kiedy ostatnio porządnie się wyspała, tj. spała spokojnym snem ciągiem 8h. Którakolwiek?
Plan dnia? Praktycznie codzienne pranie, prasowanie, układanie, sprzątanie po dziecku, mycie go, zmienianie pieluch, karmienie, pilnowanie, gdy już nauczy się raczkować i chodzić, by nie zrobiło sobie krzywdy. A do tego ogarnięcie i noszenie zakupów (zwykle z dzieckiem, chyba że ma się kogoś do pomocy, kto z dzieckiem zostanie w domu i upilnuje), szykowanie posiłków (zazwyczaj według określonej diety, bo nie wszystko maluszkowi służy, a dieta mamy ma spory wpływ na jego samopoczucie i rozwój). Odpada chodzenie na skróty pt. “dziś nie zdążyłam naszykować nam jedzenia, na kolację mamy zamówione burgery/pizzę/kubełek z KFC”.
Dochodzą do tego oczywiście standardowe czynności, mające na celu utrzymanie domu w czystości, których dokonuje się po prostu częściej, ze względów zdrowotnych małego dziecka. Dziecka, które nieraz chodząc na czworaka, „froteruje” podłogę i dywany i wkłada do buzi co popadnie. Higiena musi być utrzymana, więc matka nie może, niczym singiel czy osoba będąca w bezdzietnym związku, pomimo zmęczenia odpuścić i powiedzieć: „dobra, z tym odkurzaniem i myciem podłóg to sobie dziś dajmy spokój, nic się nie stanie, jak przełożymy je na za 4 dni”. Za 4 dni to trzeba będzie posprzątać kolejny raz 😉
Wniosek: skoro mama jest w stanie ogarnąć dom i dzieciaka i robić kilka rzeczy równocześnie, to tym bardziej ogarnie chaos w biurze.
2. Matka pracuje jak w zegarku
Opieka nad małym dzieckiem wymaga dyscypliny i terminowości. W końcu nie powie się bobasowi, by poczekał z jedzeniem jeszcze kwadrans, albo wytrzymał z pełną pieluchą godzinę, bo mama teraz robi coś innego. Stałe pory karmienia, kąpania, przewijania oraz innych dziecięcych rytuałów wyrabiają w młodych matkach systematyczność i swoisty rytm pracy, pod który dopasowują inne czynności. Logistykę, planowanie i „trzymanie się deadline’ów” mają więc bardzo dobrze opanowane.
Z tego samego powodu, mamy są bardzo punktualne. Pobudka o 6 rano to dla nich pestka, bo zwykle na nogach i tak są jeszcze wcześniej. Nie ma znaczenia dzień tygodnia, ponieważ w weekendy nie miały taryfy ulgowej – dziecko wymagało w soboty i niedziele takiego samego zaangażowania, co w dni powszednie.
3. Matka wykonuje pracę solidnie
Zatrudnione mamy bardzo szanują otrzymaną pracę, zależy im na niej. Wiedzą, że teraz zapewniają byt nie tylko sobie, ale przede wszystkim potomstwu. Według raportu przygotowanego przez Centrum im. Adama Smitha, koszt wychowania jednego dziecka w Polsce do chwili osiągnięcia przez nie pełnoletniości wynosi ok. 176 tysięcy złotych i więcej. Przy dwójce dzieci koszty przewyższają 300 tysięcy złotych, a przy trójce zaczynają od 400 tysięcy i mogą sięgać niemal pół miliona złotych!
Nic więc dziwnego, że mamy dają z siebie dużo, przykładają do stawianych wyzwań, starannie wykonują przekazywane im zadania. Nie chcą stracić pracy i źródła dochodu. Zrobią wiele, by szef był zadowolony z efektów, a tym samym – by one miały pewną pracę. Wysoką jakością pracy rekompensują też w ten sposób np. swoją nieobecność w chwili choroby dziecka.
4. Matka posiada niewyczerpane pokłady cierpliwości
Opieka nad małym dzieckiem potrafi dać wycisk. Szczególnie, gdy pomimo starań i tłumaczeń, dziecko wciąż robi coś po swojemu, niewłaściwie. Po prostu jest za małe, by znać konsekwencje swoich działań i racjonalne argumenty do niego jeszcze nie docierają. Niestety, przeważnie docierają dopiero argumenty bólowe – gdy uderzy się w głowę, przytrzaśnie palce, obleje gorącą wodą. Matka robi cierpliwie wszystko, by do takiej małej katastrofy nie dopuścić.
Przy okazji wręczania zaproszeń na ślub, gościliśmy w domu różne pary, także młodych rodziców, z dziećmi mającymi mniej niż 2 latka. Naprawdę podziwiam matki, które mają siłę w kółko biegać za niesfornym szkrabem i mieć na niego oko, co chwilę podchodzić i odstawiać go od np. szafy, której drzwiczkami notorycznie trzaska. Z boku wygląda to jak powtarzana w nieskończoność, syzyfowa praca.
Po takiej wielomiesięcznej lekcji wytrzymałości (i fizycznej, i psychicznej), matki wracają do pracy z pewnym oddechem ulgi. Uff, mogę odsapnąć. I szczególnie dobrze radzą sobie z obsługą niezadowolonych klientów. W kontaktach z nimi są stanowcze, nieustępliwe, asertywne, nie wybuchają złością. Cierpliwie tłumaczą, dlaczego żądania stawiane przez klienta są niemożliwe do zrealizowania. Dobrze negocjują.
5. Matka jest pomysłowa i szybko reaguje na sytuacje kryzysowe
Dzieci czasem wymyślają sobie takie zabawy, że na samą myśl o nich dorosłym włos jeży się na głowie. Taplanie się w kałużach, wbieganie na schody pozbawione poręczy, wskakiwanie do kociej kuwety jak do piaskownicy… Matki muszą takie rzeczy przewidywać, by zapobiegać zagrożeniu. Ciągle myślą, jak polepszyć bezpieczeństwo malucha. Zarządzanie ryzykiem mają w małym palcu.
Jednak gdy już dojdzie do dziecięcej tragedii i malec zaczyna płakać, nieraz matki na poczekaniu wymyślają zabawki – coś z niczego, np. lalka z rękawiczki – lub inne zajęcie, by odciągnąć uwagę brzdąca od bólu. Muszą reagować szybko i kreatywnie, by nie doszło do „eskalacji problemu”… Te wyuczone reakcje przenoszą później do miejsca pracy.
Jesteście w stanie podać jeszcze jakieś inne cechy mam, które pomagają im w pracy, a które nabyły lub utrwaliły dzięki opiece nad dzieckiem?
Podobał Ci się ten wpis? Uważasz go za przydatny? Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielisz się nim ze znajomymi! Możesz też polubić Kobiece Finanse na Facebooku, zaobserwować mnie na Instagramie lub śledzić na Twitterze! Wtedy zawsze będziesz na bieżąco z nowymi wpisami, ciekawostkami, wartymi odnotowania wydarzeniami i poradami 🙂 |
---|
Trochę tego niedoprecyzowałaś (choć wątek przewinął się w tekście): te wszystkie pozytywne cechy są wykazywane w domu, w stosunku do dziecka. Nawet ojciec (współautor) jest wówczas na straconej pozycji.
Kilka lat temu zatrudniałem kilkanaście osób, w tym 1 kobietę (specyfika branży, kobiety nie garną się do pracy przy projektowaniu i programowaniu) na stanowisku biurowym. Przez ok.3 lata miałem na etacie 3 panie, a za biurkiem jedną pracującą, czwartą, na umowę zlecenie. Te 3 stały się ekspertkami od prawa pracy, czyli wyzysku pracodawcy: wszystkie możliwe urlopy, chorobowe, okolicznościowe, opieki itp – oczywiście na koszt pracodawcy (kilkanaście tys. zł rocznie każda). Każda z nich od razu miała umowę o pracę. Żadna nie wróciła na stałe po wykarmieniu dzieci, bo do przedszkola za daleko, albo złe godziny (praca jak w urzędzie pn-pt 8 -16 w centrum miasta). Od kilku lat nowa pracownica, jeżeli nie ma nastoletnich dzieci – tylko umowa zlecenie. Po 2 latach czas określony: rok. Na razie spokój. To nie cwaniactwo pracodawcy, tylko lekcja z cwaniactwa kobiet, matek.
Nie twierdzę, że tak robi 100%, ale pokuszę się o oszacowanie: większość.
Na szczęście zdarzają się kobiety kompetentne i konsekwentne, reprezentując pozytywnie płeć na “rynku pracy”.
Cześć Piotrze! Z faktami nie będę polemizować 🙂 To Twoje obserwacje, doświadczenie, którego nie mam zamiaru negować. Jako przeciwwagę dodam tylko, że w mojej poprzedniej pracy w korporacji 2 kobiety były na macierzyńskim, obie wróciły do pracy i pracują tam do dziś, na umowie o pracę. W mojej obecnej firmie jedna kobieta wróciła z macierzyńskiego, a jeśli wypadają jej jakieś późniejsze przyjścia/wcześniejsze wyjścia, to odrabia ten czas w inne dni. A ma tym trudniej, że wychowuje dziecko samotnie. Dwie kolejne pracownice aktualnie na zwolnieniu lekarskim i macierzyńskim, czy wrócą? Myślę, że tak, ale to czas pokaże, na razie to moja gdybologia.
Czy to źle, że prawo pracy daje takie możliwości urlopowe matkom na etacie? Jeśli urlopy były wybrane właściwie, uczciwie (wszelkie podejrzenia oszustwa zawsze można zgłosić do ZUSu), to myślę, że nie ma o co bić piany. Z tym, że zmieniłabym prawo o tyle, że pensję dla kobiety, która wraca z macierzyńskiego i wychowuje dziecko, powinno wypłacać częściowo państwo (w końcu wtedy kobieta pracuje na rzecz “wyhodowania” nowego obywatela!). Myślę nawet, że państwo powinno tu wykładać większą część takiej “pensji macierzyńskiej”. Politycy mogliby sobie przy takim układzie odpuścić “przekupne” świadczenia pokroju 500+.
Co innego, jeśli po wykorzystaniu pełnej puli urlopów kobieta faktycznie pokazuje pracodawcy figę z makiem i nie wraca na stanowisko. To jest przykre “dojenie”, myślę że w takiej sytuacji trzeba zawiadamiać z dużym, nawet kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, że do pracy nie ma zamiaru się wracać, tak by pracodawca w ciągu kilku miesięcy/tygodni znalazł kogoś na jej miejsce.
Być może przyczyna leży też gdzie indziej, niż w samym prawie pracy. Problematyczne są np. różnice w płacach – powodują, iż w przypadku rodzicielstwa to kobiety częściej wybierają urlopy. Raz, jest to bardziej opłacalny układ (partner zazwyczaj zarabia więcej), dwa, panowie zasadniczo nie kwapią się do opieki nad dzieckiem. Chociaż to też stopniowo się zmienia. Pozdrawiam!
Trudno odnieść się do twojego komentarza, bo nie wiadomo, co oferowałeś tym paniom. Jakie zarobki, godziny pracy, elastyczność (część pracy do wykonania w domu). atmosfera, czy sprawiedliwie były traktowane na równi z kolegami, pomoc przy zrozumieniu trudniejszych rzeczy… Ja też nie planuję powrotu do pracy bo nic takiego o czym wspomniałam tam na mnie nie czeka. Pewnie i wykorzystałam byłego pracodawcę, żeby móc być przy dzieciach, ale też dobre parę lat tam przepracowałam i wiem, że pracodawca też nie do końca fair był. Za chwilę zacznie mi się urlop wychowawczy a ja pracuję po parę godzin dziennie, żeby utworzyć sobie samej miejsce pracy. Kiedy dzieci śpią lub bawią się.
Reasumując gdyby czekała na mnie dobrze płatna i rozwojowa praca, dlaczego nie miałabym do niej nie wracać? No chyba, że nie miałabym z kim dziecka zostawić… Oczywiście nie mówię, że Ty oferowałeś złe warunki, ale przedstawiam Ci mój punkt widzenia jako “cwanej” kobiety.
Wydaje mi się, że to kwestia bardzo indywidualna, i tak naprawdę, bardzo wiele zależy od chęci. Znam bardzo wiele przypadków kobiet, które po urodzeniu dziecka wcale nie miały ochoty wracać do pracy, po macierzyńskim starały się kombinować, jak mogły, straciły chęć i zaangażowanie do pracy. Z drugiej strony znam całą masę kobiet, które wręcz tęskniły za pracą po urodzeniu dziecka i pomimo przysługujących im uprawnień starały się utrzymywać kontakt z pracodawcą, po jakimś czasie wykonywać jakieś projekty zdalnie ( w ograniczonym zakresie, bo w końcu z maleństwem w domu) – u nich właśnie świetnie sprawdziły się umiejętność wielozadaniowości i organizacji czasu. Rozmawiałam kiedyś z jednym pracodawcą, który mówił, że u niego kobiety, które urodziły bardzo często sprawdzają się lepiej niż inni pracownicy -bo wiele zadań wykonują tak samo dobrze a szybciej niż inni, mają motywację do tego żeby nie tracić czasu na zbędne pogawędki przy kawie itd. Pewnie wiele też zależy od tego, czy lubi się swoją pracę. Wiadomo, że jak człowiek nie chce wracać do swojej pracy, zwiększa się motywacja do jej unikania. Natomiast kobieta, która robi to co lubi, często szybko chce do pracy wrócić, może nie w pełnym wymiarze czasu, ale za to z pełnym zaangażowaniem 🙂
Cześć Lawyerka, masz rację, nic nie jest czarno-białe – ile ludzi, tyle motywacji i wyborów. Z własnych obserwacji zauważyłam jednak, że gdy już kobieta urodzi dziecko, odchowa i faktycznie szuka pracy, jest wewnętrznie zmotywowana, to jest dobrym pracownikiem. Wpis miał na celu odczarować nieco wizerunek matki zafiksowanej tylko na swoim dziecku, która nie jest przez to efektywna w pracy. Pozdrawiam 🙂
Kwestia indywidualna 😉 Pracowałam z wieloma kobietami, zawsze najmłodsza w zespole, a to mi przypisywano powyższe cechy (a dzieci nie mam). Ale oczywiście wiem, że chodzi o łamanie stereotypu, że kobieta nie może rozwijać się zawodowo i być dobrą mamą, który jest krzywdzący.
Otóż to 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Kobiety, które są mamami też mogą być świetnymi pracownikami. Tym bardziej, że przy dzieciach nabywają umiejętności dobrej organizacji czasu, muszą się dwoić i troić. 🙂 Super wpis! Motywujący do działania. 🙂
Kobiety są ogólnie lepiej zorganizowane od mężczyzn 😉 Taka nasza natura 🙂
Od kiedy urodziła sie Ola jest dużo lepiej zorganizowana niż kiedyś. Nie wiem co ja robiłam kiedyś z tym wolnym czasem 😉 Teraz wykorzystuję każdą lukę i dobrze mi z tym:)
Babki górą! Zdecydowanie są lepiej zorganizowane i nie straszna im żadna praca.
Aż tak to bym nie uogólniała 😉 Myślę, że każda z nas mogłaby spokojnie wskazać przynajmniej kilka kobiet, które są “nieogarnięte” czasowo/życiowo. Pozdrawiam!
Ja też mam podobne spostrzeżenia. Urodziłam dziecko już prawie rok temu. Widzę jak ten rok wpłynął pozytywnie m.in. na moją organizację czasu. Pracuję teraz sporo zdalnie i wiem, że jak mi dziecko w dzień uśnie to mam np. 1,5 godziny czasu. I nie ma zmiłuj. Siadam i robię przez ten czas ile tylko się da bo wiem, że później nie będę miała czasu. Przestałam tracić czas na głupoty typu przeglądanie sklepów internetowych przed przystąpieniem do pracy. Wogóle uważam, że macierzyństwo jest bardzo rozwijające
PRAWDA Niektórzy pracodawcy to straszni szowiniści! Może komuś to coś uświadomi!!
Zgadzam się z treścią artykułu. Kobiety są w stanie zająć się naprawdę wieloma rzeczami na raz. Oczywiście zdarzają się wyjątki, nie można uogólniać, jednak zdecydowana większość tak właśnie ma. Sprawdzają się w pracy, a później muszą wrócić do dzieci, które trzeba nakarmić, przygotować do szkoły, zrobić zakupy, posprzątać itp. a do tego jeszcze znaleźć czas na zadbanie o siebie.
Jeszcze podczas trwania urlopu macierzyńskiego rozpoczęłam szukanie pracy. Na rozmowie kwalifikacyjnej nie przyznałam się że mam maleństwo w domu. Jednak nim doszło do podpisania umowy, powiedziałam nowej szefowej, na co usłyszałam, że jej to zupełnie interesuje o ile będę dyspozycyjna. Tym sposobem dostałam ciekawą pracę, w której się realizuję, jeżdżę na szkolenia, konferencje. Kiedy mnie nie ma, synkiem opiekuje się mąż. I chociaż jak wracam do domu to w większości przypadków w kuchni jest armagedon, to synek zadbany i szczęśliwy 🙂 Idąc do sedna: zgadzam się z opinią że kobiety są wielozadaniowe, a mężczyźni raczej jedno-zadaniowy, ale w pracodawcą można się dogadać.